Teraz czytam...

"Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes
"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

czwartek, 31 października 2013

Targi książki...

   Jak co roku w październiku w Krakowie wielkie święto: Targi książki. Trwają one od czwartku do niedzieli i w tym roku obfitowały w pisarzy, aktorów, ludzi związanych z literaturą, aż milo było popatrzeć na listę gości, którzy potwierdzili swój udział. Uwielbiam targi, tą atmosferę, zapach, stoiska "z duszą", a zwłaszcza ceny mocno odchudzone.
   Niestety w tym roku nie mogłam wybrać się w czwartek ani w piątek jak to mam w zwyczaju i dotarłam na Centralną dopiero w sobotę koło południa. To był duży błąd, w dodatku miałam ze sobą młodzież, bo wracaliśmy z basenu. Była chyba godzina szczytu bo tłok był tak wielki, że z trudem można się było przecisnąć alejkami, przed stoiskami było tyle ludzi, że nic nie można było dostrzec, wszędzie panował ścisk, zaduch. Cała frajda, przyjemność jakiej oczekiwałam odpłynęła w siną dal.
Kupiłam tylko jedna książkę M. Gutowskiej-Adamczyk i musieliśmy się niestety ewakuować, bo młodzież strasznie jęczała i marudziła.
   Jeden epizod tylko odbudował nieco stracone nadzieje. Było to spotkanie Synka i Córki z panem Wojciechem Cejrowskim, którego uwielbiają. Jak zobaczyli pana z "Boso przez świat" to byli oszołomieni, pan, którego znają z telewizji stoi przed nimi na żywo i w dodatku podpisał im grę "Gringo" z imienną dedykacją. Wszyscy musieli się o tym dowiedzieć, opowiadali i pokazywali grę każdemu, ja musiałam nauczyć się grać, a Synek już w niedzielę rano zdążył się obrazić na cały świat po dwukrotnym przegraniu   z córką.
Granna, Gringo, gra przygodowa - Granna


środa, 23 października 2013

Kolumbowie...

   "Kolumbowie. Rocznik 20" Romana Bratnego to klasyka prozy powojennej, opowiadająca losy młodych działaczy Armii Krajowej. To piękna książka, którą przeczytałam gdzieś w okolicach liceum i do dziś ją wspominam z pewnym sentymentem. Parę lat temu kupiłam ją w pięknym wydaniu i chyba niedługo po nią znów sięgnę.
   Historia pokolenia urodzonego w początkach lat dwudziestych opowiedziana przez Bratnego oparta została na autentycznych przeżyciach autora, jego wspomnieniach. Autor dba o szczegóły, nie przeinacza historycznych faktów, jest bardzo precyzyjny w budowaniu postaci powstańców. Na tle faktów z historii Warszawy przed wybuchem i w trakcie Powstania Warszawskiego, rozgrywają się losy bohaterów, którym przyszło żyć, dorastać w tym trudnym dla kraju okresie. I żyją: uczą się, pracują, walczą o Polskę, ale znajdują też czas na przyjaźnie, pierwsze uczucia, związki. To dla nich sens istnienia w mieście ogarniętym wojenną zawieruchą, podejmują ryzyko, walkę, aby zapewnić sobie lepsze jutro. Niestety wielu z nich nie będzie dane go doczekać.
Powieść ta piękna, lecz na wskroś przepełniona smutkiem, desperacją głównych bohaterów nie pozwalała mi się odłożyć na półkę przed przeczytaniem ostatniej strony.
   Dawno temu w okresach wakacyjnych w TVP emitowano serial oparty na tej książce. Bardzo dobrze zrobiony film z wspaniałą obsadą: Jan Englert, Władysław Kowalski, Alicja Jachiewicz, Bożena Kowalczyk, Marek Perepeczko.Bez zbędnego "zadęcia", bez efektów specjalnych i niebotycznych gaż aktorskich, ale za to z niebanalną fabułą, świetną gra aktorską i emocjami, które zostają jeszcze długo po filmie. Polecam, dziś chyba można znaleźć w sieci i obejrzeć bez oczekiwania na emisję w TV.

wtorek, 22 października 2013

chłopi...

   Dziś o książce, która według mnie jest najlepszą polską powieścią literatury klasycznej. Mowa o "Chłopach" Władysława Reymonta. Przeczytałam tę książkę jako jedną ze szkolnych lektur i się byłam w szoku. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że po "Lalce" Prusa, po sienkiewiczowskich epopejach ktoś mógł opisać polską codzienność w tak fascynujący sposób.
   Wcale mnie nie dziwi literacka Nagroda Nobla dla tej pozycji, bo jest to naprawdę majstersztyk sztuki pisarskiej. Fabuła niby taka zwyczajna: losy rodziny Boryny na przestrzeni roku kalendarzowego, ale historia tych wieśniaków jest przedstawiona w taki sposób, że nie można oderwać się od książki.
Malownicza wieś Lipce zgromadziła postaci wielobarwne, skomplikowane, ale tak prawdziwe, że czujemy się jak na prawdziwym wiejskim podwórku. Możemy obejrzeć wiejskie życie z całym jego kolorytem: miłość, radość, bieda, kłótnie i wiele innych obrazów, autentycznych, realistycznych do granic brutalności, okrucieństwa.
Kocham tą książkę za jej malowniczość, pochodzę ze wsi i niektóre fragmenty odbierałam tak, jakbym czytała o swojej miejscowości, niektóre cechy bohaterów odnajduję wśród współmieszkańców, czasem wręcz wydaje się, że spotykam ich na ulicach. Wieś na której mieszkam już nie jest wsią, to podmiejska dzielnica choć w adresie nie mamy jeszcze miasta, domki zadbane, trawniczki od linijki, w kilku domach jest jeszcze jakaś gospodarka, zwierzęta, coś się uprawia. Reymontowskich Lipców już pod Krakowem nie znajdziemy, więc co nam zostaje: przeczytać książkę i z niej się dowiedzieć jak to na wsi bywało.

poniedziałek, 21 października 2013

Breaking Bad....

   Mam bardzo mało czasu, a straszny nawał pracy, więc rzadko się pojawiam. Nie znaczy to, że nie wyrywam pojedynczych chwilek na czytanie. Pewnie że wyrywam, a czytam "Grę o tron", i muszę powiedzieć, że warto poświęcić ten czas na TAKĄ lekturę.
   Ale dziś o kolejnym serialu, którym zaraził mnie Wąski. Zgrał mi na tableta pierwszy sezon, przed wyjazdem służbowym, żebym się nie nudziła w autokarze, no i wsiąknęłam. Film naprawdę bardzo dobry, dozuję sobie przyjemność i oglądam po jednym odcinku, ale jak miałabym czas to usiadłabym i oglądała bez przerwy. Akcja dzieje się w Nowym Meksyku, opowiada o nauczycielu chemii, który dowiaduje się o chorobie nowotworowej płuc w stadium już nieuleczalnym. Jego żona w późnej, zaawansowanej ciąży i syn z porażeniem mózgowym nakłaniają go do podjęcia kosztownego leczenia, na które ich nie stać. W poszukiwaniu wyjścia z finansowych problemów, a także z poczucia obowiązku, że musi zapewnić byt rodzinie po swej śmierci, Walt postanawia zająć się produkcją narkotyków. I tu zaczyna się dziać, a dzieje się naprawdę dużo i bardzo interesująco. Nawet nie przypuszczałam, że tak skąpy wątek, może być zaraniem tak bogatej fabuły. Polecam i już nic nie napiszę o dalszych losach kreatywnego nauczyciela. Sprawdźcie sami.
   Wracając do Wąskiego, to polecił mi zalogowanie się na filmwebie, abym mogła zasięgnąć opinii o filmach, aktorach. Zrobiłam to i okazało się, że to bardzo fajny portal dla oglądających, czytających maniaków. Można oceniać, komentować, czytać opinie innych, tworzyć rankingi, listy filmów do obejrzenia. Świetny podpowiadacz, można wejść, poczytać, poprzeglądać posty i nie tracić czasu na coś bezwartościowego, a bardzo glośnego, a równocześnie można znaleźć prawdziwe perełki wcale nie popularne i nie znane.
Breaking Bad (2008)

środa, 9 października 2013

...na czterech łapach

   Wróciłam!
Mam taki nawał pracy, że nie mam czasu na czytanie, a co dopiero na pisanie o czytaniu. Ostatnio moją lekturą stały się bajki na dobranoc czytane dzieciom i chyba już lekko wymiękam. Marzę o niedzieli w pościeli z dobra książką, a uzbierało mi się ich już kilka na półeczce - takich perełek, które na razie oglądam i wącham bo żal mi, że nie mogę się w nie zagłębić.
   Dziś jednak przyszła mi do głowy książka, o której napiszę zdobyta jakiś czas temu w taniej książce. Zachęciło mnie do niej bardzo dobre wydanie, ładna okładka, zdjęcia, ilustracje, ozdobniki i papier też nie byle jaki. Jest to "Autobiografia na czterech łapach" pani Doroty Sumińskiej, o której wcześniej nie słyszałam. Urzekła mnie ta książka, autorka z wielkim zaangażowaniem opowiada o dziejach swojej rodziny cofając się do kilku pokoleń wstecz. Lekko, z ciepłem opowiada anegdoty zarówno o ludziach, jak i zwierzętach. Kocham zwierzęta i nie jedno zabłąkane stworzenie znalazło u nas dom, ale autorka jest moim niedoścignionym autorytetem w tej dziedzinie, jej wiedza, empatia wzbudziły mój szczery podziw.
   Jest to taka książka, z którą się nie można nudzić: wzbudzała mój śmiech, radość, wzruszała a czasem doprowadzała do furii. Pani Sumińska wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, bliżej poznałam jej biografię i myślę, że jeszcze po nie jedną jej książkę sięgnę. Życzyłabym sobie spotkać takiego weterynarza podczas leczenie własnych czworonogów i dwunogów też!
Autobiografia na czterech łapach czyli historia jednej rodziny - Dorota Sumińska

środa, 2 października 2013

Chłopcy z Placu Broni...

   Dawno temu (jakieś 25 lat) w szkołach czytało się lektury, nie ich fragmenty, a całe książki. Omawiało się na lekcjach przynajmniej jedną w miesiącu, prowadziło się zeszyt lektur, w nim wpisywało się autora, tytuł, rok wydania, streszczenie i robiło się rysunek związany z treścią powieści. Rozwijało to umiejętność czytania ze zrozumieniem, wypowiadania się, a także wyrabiało charakter pisma. Rywalizowało się o to, kto miał więcej zaliczonych pozycji w bibliotece, kto grubszy zeszyt lektur, lepsze ilustracje. Czytaliśmy więcej niż współczesne dzieciaki, bo nie było komputerów, telewizja jeszcze nie miała tylu kanałów, niejednokrotnie treść powieści była scenariuszem późniejszej zabawy na podwórku, czy szkolnej przerwie.
   Jest kilka takich książek, o których myślę z sentymentem, przez pryzmat wspomnień dziecięcych zabaw. Jedną z nich jest historia autorstwa Ferenc'a Molnara "Chłopcy z Placu Broni". Książka ta oderwała mnie od rzeczywistości, zapragnęłam zamieszkać na ubogim osiedlu robotniczym, byle tylko mieć paczkę przyjaciół, z którymi będę mogła bawić się w takie dzikie zabawy. Ja, jedynaczka mieszkająca na szarym końcu wsi, skąd wszędzie daleko, a po sąsiedzku nie ma dzieci, marzyłam o zabawach w bitwy, wojny, podchody, żeby pograć w piłkę musiałam jechać do centrum wsi, ale warto było, bo te chwile są bezcenne (jak w reklamie karty MasterCard).
"Chłopcy z Placu Broni" to książka właśnie o takiej dziecięcej, bezwarunkowej przyjaźni, o lojalności, honorze, które przedstawione są wśród grupki dzieciaków. Lektura tej książki wywołuje pozytywne emocje tak silne, że jako dziecko płakałam nad losem Nemeczka, wzruszałam się jego bohaterstwem, poświęceniem. Wydaje mi się, że takie właśnie lektury budują w odbiorcach pozytywne postawy, zmuszają do zastanowienia się jakim ja byłabym kolegą, jak bym się zachowała w chwili wymagającej podjęcia ważnych decyzji. Może dzisiaj ta opowieść jest nieco archaiczna, może moje dzieci nie zrozumiały by pewnych realiów, ale dlaczego współcześni autorzy dla dzieci czy młodzieży piszą o głupotach, wróżkach, magach i koszmarnych nastolatkach, a nie spróbują napisać czegoś ambitnego, z jasnym przekazem etycznym, moralnym, równocześnie zabawnego i wciągającego. Dlaczego?
Chłopcy z Placu Broni - Ferenc Molnár

wtorek, 1 października 2013

wiśniowo, poziomkowo...

   Jak widać w moich przeczytanych pozycjach, właśnie odhaczyłam dwie kolejne pozycje mojej KejtEm. Dwie powieści z serii jagodowej "Wiśniowy dworek" i "Rok w Poziomce" przeczytałam w tempie ekspresowym. Nie mogę powiedzieć, że byłam nimi tak zachwycona jak "Bezdomną" czy "Nadzieją", bo to nie ta sama liga literacka, ale obydwie mi się podobały i z dużą przyjemnością sięgnęłam po kolejną część.
   "Wiśniowy dworek" to historia o rodzinnych dylematach, problemach i poszukiwaniach. Opowieść o dwóch Danusiach, siostrach-bliźniaczkach, które odnajdują się po latach wzrusza, łapie za serce choć momentami wydaje się być aż nazbyt cukierkowa, co wcale nie przeszkadza w czytaniu.
"Rok w Poziomce" bardziej mnie zauroczył niż poprzednia pozycja. Zdecydowanie lepiej mi się czytało o Ewie przez nikogo nie kochanej, szukającej swojego wymarzonego domku gdzieś w Polsce, która odnajduje swe marzenie, odzyskuje rodzinę i zakochuje się z wzajemnością.
   Obydwie książki napisane są o kobietach i dla kobiet, mimo, że historie są naiwne, wyssane z palca i nierzadko naciągane do granic możliwości, to polecam z całą odpowiedzialnością na jesienne deszczowe popołudnia. Opowiadania pełne są słońca, kolorów i kończą się szczęśliwie. To terapia antydepresyjna pozwalająca oderwać się od szarej codzienności, wczuć się w losy bohaterki i marzyć o podobnym szczęściu w życiu. Choć na chwilę stajemy się kimś innym.
Wiśniowy dworek - Michalak KatarzynaRok w poziomce - Michalak Katarzyna

czwartek, 26 września 2013

Tomek w krainie...

   Wczoraj pisałam o książkach Wojciecha Cejrowskiego, a tematyka podróżnicza przypomniała mi o książkach z czasów szkoły podstawowej, którymi zaczytywałam się nie rzadko podczas chorób. Był to cykl powieści o Tomku Wilmowskim autorstwa Alfreda Szklarskiego. Już w dzieciństwie pociągała mnie taka tematyka, a przygody Tomka były tym bardziej fascynujące, że obok fabuły pisarz zamieszczał w tych książkach mnóstwo opisów przyrody, roślin, zwierząt, zwyczajów ludzi żyjących dziko. Poza dobrą zabawą te książki oferowały jeszcze pogłębianie wiedzy geograficznej, przyrodniczej.
   Uwielbiałam Tomka i czytając czułam się jakbym to ja przeżywała te wszystkie wspaniałe i niebezpieczne przygody. A przeżył Tomek wiele, zwiedził niemal wszystkie kontynenty, wędrował po pustyniach, po górach, przedzierał się przez amazońską dżunglę, odkrywał tajemnice faraonów, zaprzyjaźnił się z Apaczami. Byłam zazdrosna o jego miłość do Sally jakby to był realny człowiek, ale równocześnie podziwiałam ich uczucie, wierność i wzajemne oddanie. To była opowieść, która nie musiała się skupiać na infantylnym romansie, aby zainteresować czytelnika, miała w sobie to "coś" co wciągało od pierwszych stron do ostatnich.Akcja cyklu rozpoczyna się w roku 1902 i ciągnie się przez wiele lat, co jakiś czas pojawiają się informacje o Polsce z okresu zaborów, m.in. rosyjskiego, można więc dopatrzeć się historycznego podłoża wędrówek bohaterów po całym świecie, okazuje się, że wielu z nich to uciekinierzy przed prześladowaniami caratu.
Wiele wieczorów spędziłam "z Tomkiem" siedząc sama w domu i czekając na powrót rodziców z pracy, to były wspaniałe chwile podróży po odległych lądach i oceanach. Już nigdy później tak beztrosko nie oddawałam się lekturze jak w czasach podstawówki. Nieodmiennie żałuję, że moja młodzież jakoś opornie podchodzi do czytania.
Tomek w krainie kangurów - Alfred SzklarskiTomek wśród łowców głów - Alfred SzklarskiTomek w tarapatach - Alfred SzklarskiTajemnicza wyprawa Tomka - Alfred SzklarskiTomek na Czarnym Lądzie - Alfred SzklarskiTomek na tropach Yeti - Alfred SzklarskiTomek na wojennej ścieżce - Alfred SzklarskiTomek u źródeł Amazonki - Alfred SzklarskiTomek w Gran Chaco - Alfred SzklarskiTomek w grobowcach faraonów - Alfred Szklarski

wtorek, 24 września 2013

wśród dzikich plemion...

   Dziś post zainspirowany przeczytanym wczoraj na portalu internetowym artykule o Elżbiecie Dzikowskiej. Jeżeli ktoś dorastał w latach '80-tych doskonale pamięta program "Pieprz i wanilia" prowadzony przez Tony'ego Halika i Elżbietę Dzikowską, to taki poprzednik dzisiejszego "Boso przez świat" Cejrowskiego. To ci państwo pokazali nam świat z jego przeróżnymi odcieniami, w ciekawych filmach przybliżali inne, często pierwotne kultury zamieszkujące nasz glob. To był wspaniały, mądry, błyskotliwy i przystępnie tworzony program, do oglądania którego zasiadało się całymi rodzinami.
   W moim domu dziś też jest program, który oglądamy wszyscy: ja, Łojciec i dzieciaki, to właśnie wspomniany "Boso przez świat'. Dzieciaki bardzo lubią programy o zwierzętach, o życiu plemiennym, a także zafascynowane są "Szkołą przetrwania", dlatego u nas często spędzamy wolny czas przy kanałach Animal i Nationale. Oglądamy razem, rozmawiamy o wrażeniach, o innych kulturach, o zwierzętach, o ludziach, którzy to filmują i robią programy dla telewizji. Jest to dla nich tak interesujące, że już kilka razy córka wspomniała, że chce zostać weterynarzem.
Ja też lubię te programy, a na Targach Książki w Krakowie spotkałam pana Wojciecha Cejrowskiego i kupiłam jego książki, w których mi złożył dedykację.To świetne pozycje, napisane barwnym językiem, błyskotliwie, ale z pewną dozą cynizmu i ironii jak to bywa u Cejrowskego, może to przez jego cięty język, brak kulturowych barier tak dobrze się czyta? Książka podana niemal w formie reportażu, niemal dokumentalna, a wciąga już od pierwszej strony, wabią nas przygody niejednokrotnie niebezpieczne, problemy jakie napotyka biały podróżnik podczas zdobywania Ameryki są tak opisane, że doprowadzają do łez ale śmiechu. Autor to doskonały bajarz z olbrzymim darem do opowiadania, robi to tak dobrze, że historię o Indianach, ich życiu, wierzeniach odbieramy jak doskonałą powieść prawie sensacyjną. Dodatkowym atutem książek pana Cejrowskiego jest ich doskonałe wydanie, piękna szata graficzna i bogactwo zdjęć z opisywanych podróży. Polecam zarówno "Rio Anaconda" jak i "Gringo wśród dzikich plemion".
Gringo wśród dzikich plemion - Wojciech Cejrowski Rio Anaconda - Wojciech Cejrowski

poniedziałek, 23 września 2013

dziennik Bridget Jines...

   Wróciłam myślami do Bridget, bo ostatnio mignął mi w telewizji film o niej. Przeczytałam tę książkę po obejrzeniu filmowej adaptacji z Renee Zellweger i Colinem Firthem w rolach głównych. To było chyba moje pierwsze zetknięcie z tymi aktorami i pokochałam ich oboje, wydają mi się doskonale dopasowani do tych ról.
Z filmową Bridget mam chyba coś wspólnego - od lat zmagam się z nadwagą z podobnie mizernym skutkiem, a o takim Marku marzy chyba większość z nas. Film urzekł mnie swym klimatem, kreacją Zellweger jako Bridget, zaczęłam się z nią utożsamiać, bo która z nas nie ma podobnych problemów, przemyśleń, nie staje przed takimi wyborami, a wszystko to podane w formie lekkiej, komediowej historyjki z romantycznym zakończeniem, w rewelacyjnej oprawie muzycznej
   Książka też mnie nie zawiodła, sięgnęłam po nią po obejrzeniu obu części filmu i przeczytałam z niekłamaną przyjemnością. Nie zaskoczyła mnie specjalnie, ale to fajna powieść na zimowe wieczory. Opowieść o szarej myszce zapatrzonej w malowanego księcia, a nie dostrzegającej prawdziwej miłości u swego boku. Narracja w pierwszej osobie potęguje wrażenie, że czytamy pamiętnik. Jest to dziennik dziewczyny zmagającej się z samotnym życiem w wielkim mieście, szukającej swej drugiej połowy, uczestniczącej w życiu przyjaciół i rodziny - klasyczna proza trzydziestolatki. Dodatkowym atutem pamiętnika jest to, że każdej z nas wydaje się, że czyta o sobie. Zaczynamy się zastanawiać skąd autorka tyle o nas wie. I na koniec refleksja, że w tych swoich "problemach" nie jesteśmy odosobnione, że wszystkie mamy kompleksy, wahania nastrojów i popularne "doły". A dziennik Bridget wydobywa to na światło dzienne.
plakat do filmu Dziennik Bridget Jones (2001)

piątek, 20 września 2013

Dom nad rozlewiskiem...

   Monika Kalicińska to jedna z moich ulubionych pisarek. Stało się tak przez "Dom nad rozlewiskiem", książkę którą czytałam z wielką przyjemnością. To pierwsza tak ciepło, serdecznie napisana saga z jaką się zetknęłam. Dawno już mam za sobą wszystkie trzy części, ale patrząc na półkę na której są ułożone zawsze myślę o niej z sentymentem. Od czasów trylogii mazurskiej kupuję każdą nowość Kalicińskiej, którą znajduję w księgarni, i choć "Miłość nad rozlewiskiem" mnie rozczarowała, dwie kolejne pozycje też nie zwalały z nóg, to czytając "Lilkę" znów zakochałam się w pisarce.
   W internecie znalazłam wiele negatywnych opinii na temat tej książki, jednak nie rozumiem o co chodzi, jeśli komuś taka prozo nie odpowiada to nikt nie zmusza przecież do czytania. Książka była reklamowana jako saga rodzinna, więc można się spodziewać, ze będzie to "babskie czytadło", i właśnie nim jest. Czyta się lekko, przyjemnie opowieść o idyllicznej polskiej wsi, o kobiecie na rozstajach życiowych, która na tą wieś ucieka i odnajduje tam sens życia, spokój, wyciszenie.
Nie jest to jednak tylko sielanka, bo poruszane są też kwestie skomplikowanych relacji matki z córką, lub na odwrót, rozstania z życiowym partnerem, zakończenie związku wypalonego od lat, czego bohaterka nie dostrzega zajęta swoją karierą zawodową, w końcu trudnej miłości z partnerem trwającym w uzależnieniu alkoholowym. Powieść pokazuje, że zawsze można zacząć od nowa, można zamknąć rozdział swojego życia i otworzyć kolejny. Dla mnie książka ta była "odstresowywaczem' maksymalnym, czytając odpoczywałam w błogiej, sielskiej atmosferze mazurskiej wsi jak z obrazka.

   

czwartek, 19 września 2013

droga...

   "Droga" Cormac'a McCarthy'ego zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, jeszcze czegoś takiego nie czytałam. Obejrzałam film, którego reklama bardzo mnie zainteresowała i się zachwyciłam. Znacznie później zdobyłam audio-book i słuchałam go w samochodzie jadąc na urlop na Węgry.
   Powieść jest wspaniała, odsłuchałam ją z zapartym tchem mimo, że już oglądałam film. Jest to historia mężczyzny i chłopca, którzy wędrują "na południe". Wędrują przez świat zniszczony, wypalony, opuszczone miasta, wsie - wizja świata jak z apokalipsy. Nie jest powiedziane jaka jest przyczyna tej zagłady, wiadomo jedynie, to my ludzie doprowadziliśmy swoim postępowaniem do tego upadku.Nie ma już jedzenia, paliwa, spotkanie innego człowieka graniczy z cudem, równocześnie jest to niebezpieczne, bo z powodu wszechobecnego głodu szerzy się kanibalizm.
Na tle tej zniszczonej ziemi ukazana jest podróż mężczyzny i chłopca, wzajemna troska, oddanie. Ojciec pamiętając dawny świat chroni dziecko przed tym co niesie przyszłość. Nie chce dopuścić, aby jego syn stał się zdziczałą bestią walczącą o przetrwanie, opowiada mu o innym życiu. Wycieńczeni, brudni, głodni idą wbrew przeciwnością przed siebie nie mając nadziei na lepsze "jutro", pragną dobrze przeżyć "dziś". Ukazane jest wielkie uczucie ojca do syna, miłość jego jest bezwarunkowa i szczera, całkowicie poświęcona przetrwaniu dziecka.
Książka utrzymana jest w mrocznej atmosferze dzięki realistycznym opisom ginącego świata: wyginęły zwierzęta, uschły rośliny, wszędzie zniszczenie i pożoga, promienie słońca nie przedzierają się przez zasnute dymem niebo i tylko dwie ludzkie postaci, które nieustannie prą naprzód niosą nadzieję, że gdzieś znajdą kres swej drogi.
   Historia niesie ze sobą dla czytelnika niezwykłe emocje, napięcie, refleksja nad istotą człowieczeństwa, naszą moralnością w chwilach próby, sensem istnienia. Utożsamiamy się z ojcem w pragnieniu ocalenia dziecka, mamy niemal wyrzuty sumienia, że żyjemy w tym lepszym świecie.
Również film jest godny polecenia, a postać ojca kreowana przez Viggo Mortensena to perełka kunsztu aktorskiego - przy tak skąpych dialogach, w tak ohydnej scenerii zbudować postać na wskroś dramatyczną, ukazać więź ojca z synem to nie małe wyzwanie, któremu według mnie doskonale podołał.
Droga (2009)Droga - Cormac McCarthy

wtorek, 17 września 2013

Hell kit...

   W ubiegłą środę w szkole mojej młodzieży było spotkanie z rodzicami, niestety z powodu remontu w domku nie mogliśmy pójść. Na następny dzień rozdzwoniły się telefony od zaprzyjaźnionych mam, które chciały podzielić się nie tylko informacjami dotyczącymi organizacji roku szkolnego, ale także wrażeniami po prelekcji przygotowanej przez panią katechetkę.
   Byłam zdumiona, bo okazało się, że pani K. traktowała o szkodliwości zabawek i naszej - rodziców niewiedzy na temat przesłania jakie one zawierają. W ten oto sposób dostało się sympatycznej Hello Kitty, która jest zaprojektowana na cześć szatana w podzięce za wyleczenia z nowotworu córki projektanta, a w nazwie zawarte są słowa "diabeł z piekła". Obok Kitty na czarnej liście są lalki Monster High, jednorożce Sparkle, Bakugany, Gormiti i wiele innych. Wszystko dzieje się bez naszej wiedzy, bo producenci ukrywają symbolikę okultystyczną w zabawkach, nie znamy angielskiego i nie wiemy co znaczą napisy na odzieży i plecakach naszych dzieci. Po prostu żyjemy w świecie szatana, który sączy jad w głowy naszych dzieci.
   A rzeczywistość wygląda tak, że moje dzieci bawią się tymi zabawkami, nikomu z powodu zabaw lalkami-wampirami nie zamierzają pić krwi, zabawy goblinami nie prowadzą do wiary w baśniowe stwory, a w kucykach Pony, jednorożcach czy Koziołku Matołku nie doszukują się symbolicznego kozła. Córka wyrosła już z Hello Kitty, kucyków i Pet Shopów, za to namiętnie kolekcjonuje gadżety z Monster High. Synek nie bawi się już Gormitami, ale fascynują go Piraci z Karaibów i Gwiezdne Wojny.
Zła jestem na panią K. bo rodzice po jej prelekcji rozmawiali z dziećmi i zasiali już jakieś pytania, wątpliwości, niezdrową ciekawość. Młoda już nie chce zeszytów, które wybrała miesiąc temu, bo koledzy jej dogadują, a "Hello Kitty nie ma ust" powtarza, choć nie wie co to znaczy. Paranoja.
   Pogadanki te zlecone były chyba odgórnie, bo wczorajsze "Fakty" ironizując, też mówiły o zagrożeniach płynących z tych zabaw, bo co gorliwsi dyrektorzy szkół zarządzili w swych placówkach zakaz noszenia w szkole zabawek, odzieży i przyborów szkolnych z wizerunkami tych postaci.
Myślę, że katecheci znacznie więcej by zyskali ucząc dzieci historii naszej wiary, przekazując im wartości religijne i moralne, wyjaśniając symbolikę naszej religii, a nie tłumacząc rodzicom jakie zagrożenia płyną z zabawek. Moda na jakąś zabawkę jest i po jakimś czasie przemija, dzieci wyrastają, zaczynają interesować się nowymi rzeczami, postaciami, filmami, zapominają o ulubieńcach z dzieciństwa. A nauczyciel, który nie potrafi zainteresować tematyka zajęć - mam na myśli religię - pogłębia tylko niechęć do kościoła, bo małe dzieci w kościele się nudzą, a starsze przestają go po prostu lubić. Ta niechęć często trwa i w dorosłym życiu.

Daria...

   Dziś o dwóch książkach, które wywarły na mnie niesamowite wrażenie. Są to powieści Marii Nurowskiej "Drzwi do piekla" i "Dom na krawędzi". "Drzwi..." czytałam już dość dawno, a teraz sięgnęłam po "Dom...". Po trylogii ukraińskiej i "Listach miłości" te książki są dla mnie zupełnym zaskoczeniem, Nurowska przyzwyczaiła mnie do poruszania spraw trudnych, do analizy podłoża wydarzeń, a nie tylko ich opisania, jednak to co w tych książkach tak mnie zaskoczyło, to niemal intymne wyznania bohaterki, które odebrałam jak pamiętnik, jak autobiografię, choć wcale nią nie jest, jako swoistą spowiedź winowajczyni.
   Pierwsza część opowiada historię Darii, młodej pisarki trwającej w skomplikowanym związku z dużo starszym mężczyzną. Ich relacje są tak toksyczne, że podczas kolejnej kłótni Daria strzela do męża, przez co trafia do więzienia w Kowańcu. Druga część to powrót Darii do normalnego świata po zwolnieniu z więzienia, jej osiedlenie się na Podhalu i kolejny skomplikowany związek, tym razem nie miłosny.
Obydwie książki napisane prostym językiem czyta się znakomicie, jednak zostawiają pewien niepokój, zaczynamy się zastanawiać nad psychiką kobiety załamanej, samotnej, z bagażem życiowych doświadczeń.
Silne emocje jakie towarzyszyły mi podczas czytania jeszcze długo nie pozwalały zapomnieć o bohaterce, wyzwolone uczucie nasuwają pytanie: jak ja zachowałabym się w podobnym związku, w podobnej sytuacji, czy umiałabym poradzić sobie z poczuciem winy, z samotnością, czy pozwoliłabym na oczyszczenie swej duszy? Czy po takich przejściach można zacząć żyć od nowa, można jeszcze kogoś pokochać, zaangażować się w życie innej osoby? Nie znam siebie aż tak dobrze, aby już dziś znać odpowiedź na te pytania.
Drzwi do piekła - Maria Nurowska Dom na krawędzi - Maria Nurowska

poniedziałek, 16 września 2013

gra o tron...

   Dziś zboczę nieco z tematu książek, choć nie do końca. Od jakiegoś czasu w rozmowach z moim czytającym i oglądającym Wąskim przewija się serial "Gra o tron", tzn. Wąski się zachwyca, poleca, zwraca uwagę na świetne recenzje. Będąc więc ostatnio w Empik'u po odbiór książek, które dostałam od koleżanek z pracy na imieniny, zatrzymałam się pod półką z fantastyką i wpadła mi w oko pierwsza część sagi "Pieśń Lodu i Ognia". No i jak to ja, nie mogłam się powstrzymać i kupiłam. Już w samochodzie przeglądałam opisy na okładce, niestety nie zaczęłam czytać, bo muszę skończyć którąś z pozycji rozpoczętych. Za to w piątek po pracy robiąc soki i dżemy włączyłam sobie serial i odpadłam.
   Dawno nie wsiąkłam w coś tak bardzo, przez weekend obejrzałam cały pierwszy sezon. Jeśli książka jest lepsza niż film to już nie mogę się doczekać.
Serial mnie zauroczył, nastrój średniowiecznego mroku, tajemnicy, baśniowe krainy, potwory to coś, co buduje tło dla wspaniałej opowieści. Historia rozgrywa się w dawnych czasach, gdy siedem znamienitych rodów walczy o panowanie, o żelazny tron. Walki, intrygi miłosne czy polityczne napędzają skomplikowaną akcję, lecz mimo wielu wątków, mnogości postaci już w drugim odcinku zaczynamy świetnie się orientować w zawiłościach fabuły.
Mimo, że nie dopatrzymy się ty spektakularnych efektów specjalnych scenografia jest znakomita, widać dbałość o szczegóły zarówno w plenerach, scenach rozgrywanych w zamkach, miastach, jaki i w szatach bohaterów. Olbrzymim atutem jest muzyka, która obok scen brutalnych, krwawych dodatkowo pomaga w utrzymaniu specyficznego klimatu średniowiecznej sagi.
   Nie mogę się tez powstrzymać przed pochwaleniem obsady. Takie bogactwo bohaterów równorzędnych pod względem znaczenia dla całego obrazu to wyzwanie dla reżysera, który według mnie spisał się wspaniale. Aktorzy świetnie dobrani do ról, bardzo wyraziści i charakterystyczni z Sean'em Bean'em na czele. Bean to świetny aktor i tutaj udowadnia to po raz kolejny, jednak obok niego pojawiają się twarze mało znane, a ujawniają swój wielki potencjał. Warto zwrócić uwagę na postaci Tyriona Lannistera, Daenerys Targaryen, Joffrey'a Baratheona czy Khala Drogo.
   Boję się, że kolejne odcinki nie pozwolą mi nic zrobić w tym tygodniu, a o czytaniu książki nie wspomnę. Przydałby się urlop? 

plakat do filmu Gra o tron (2011)plakat do filmu Gra o tron (2011)plakat do filmu Gra o tron (2011)

piątek, 13 września 2013

mało używane dziewice...

   Zaczęło się od prezentu na imieniny od kiedyś-przyjaciółki, wcześniej nie miałam styczności z M. Szwają. Od tamtej pory przeczytałam chyba wszystkie jej powieści i każdą pojawiającą się na rynku kupuję i czytam. Jej książki są lekkie, ciepłe, o kobietach i dla kobiet i mimo, że nieco przesłodzone, naciągane  to dobrze od czasu do czasu sięgnąć po coś tak antydepresyjnego.
   Wtedy na te imieniny dostałam "Klub mało używanych dziewic", później już sama sprezentowałam sobie dwie kolejne: "Dziewice do boju" i "Zatokę trujących jabłuszek". Książki opowiadają historię czterech przyjaciółek w wieku starszej młodzieży - po trzydziestce, każda z nich jest inna, każda ma inne problemy. Dziewczyny pomagają sobie o tyle ile to możliwe, bo przecież nie można przeżyć życia za kogoś. W powieściach autorka porusza wiele współczesnych bolączek jakimi są utrata pracy, problemy uczuciowe, wychowawcze. Robi to błyskotliwie i z humorem, przez co dobrze się czyta, a fabuła wciąga odbiorcę i zmusza do szybkiego kończenia kolejnych części. Osobiście miałam lekki przesyt po drugiej części tej babskiej literatury, więc radzę robić sobie przerwy i nie czytać jednej po drugiej.
   Te książki naprawdę dobrze się czyta, pozostaje po nich uczucie spokoju, spełnienia i optymizmu, a dziś w zabieganym, zestresowanym dniu powszednim chyba chodzi o to aby znajdując chwilę wytchnienia spędzić ją jak najbardziej relaksująco.

Klub mało używanych dziewic - Szwaja Monika Dziewice do boju - Szwaja Monika Zatoka Trujących Jabłuszek

czwartek, 12 września 2013

Trafny wybór...

   Czego jak czego, ale tego, że pierwsza książka dla dorosłych J. K. Rowling to trafny wybór nie mogę powiedzieć. Co prawda nie czytałam Harrego Pottera, bo pierwsza część wydała mi się zbyt dziecinna i nie próbowałam przebrnąć dalej, ale filmy bardzo mi się podobały i oglądałam je z młodzieżą domową po kilka razy. Spodziewałam się więc po autorce czegoś równie porywającego w wersji dla dorosłych, no i rozczarowałam się.
Książkę zamówiłam sobie pod choinkę, niemal świętowałam rozpoczęcie czytania takiej perełki, oczekiwałam emocji jak przy "Jeźdźcu miedzianym", no i niestety nic takiego nie poczułam. Przeczytałam, ale nie mogę nic dobrego powiedzieć o fabule, bo jest nijaka, momentami rwie się - jest niemal chaotyczna. Widać, że autorka umie zbudować ciekawe postacie, ale w książce, która dla mnie nie jest ani sensacją, ani kryminałem, ani obyczajową powieścią a tym bardziej romansem nic z tego nie wynika. Bo co z pięknych charakterystyk bohaterów - namnożonych wręcz nieprzyzwoicie, jak nie można wśród nich znaleźć głównego bohatera, z którym można by się utożsamiać, można by mu kibicować w  rozwoju akcji z jego udziałem. Przecież tutaj tej akcji nie ma żadnej! Rozczarowałam się na maksa, oczekiwałam stopniowania przyjemności, zwrotów fabuły, bohatera, w którym się zakocham, a dostałam bandę mieszkańców jakiejś mieściny, sfrustrowanych, na granicy załamań nerwowych, i tempo rozwoju wydarzeń na poziomie "Mody na sukces".
   Czytam dużo i raczej nie jestem przywiązana do jednego gatunku literackiego. Sięgam głównie po książki obyczajowe, ale z przyjemnością czasem pochłaniam kryminał, historyczne, science-fiction czy fantastykę, ale tej książki zdecydowanie nie polecam. Sama tylko dlatego ją dokończyłam, że nie umiem zostawić takiej książki, czytam "w imię zasad".
Trafny wybór - Joanne Kathleen Rowling

środa, 11 września 2013

zajęcia...

   Wakacje definitywnie zakończone, rok szkolny już w pełnym biegu, dzieciaki już całkiem wsiąkły w nowy rytm dnia. Skończyło się spanie do ósmej, wstajemy o szóstej, po szkole świetlica, obiad, odrabianie lekcji. Synek nie ma problemów z zadaniami, po obiedzie siada i robi prace domowe na następny dzień, aby móc jak najszybciej iść do kolegi, lub się bawić. Córcia za to nic nigdy nie ma zadane (jak zawsze), i dopiero po moich kilkakrotnych przypomnieniach zabiera się do pracy. Ja jeszcze nie do końca wszystko ogarnęłam, jeszcze nie chce mi się wstać o pół do piątej, jeszcze nie zawsze mam obiad na czas, bo wieczorem czegoś nie podszykowałam. Mam nadzieję, że do końca września wpadnę już w ten rytm i nie będę mieć poślizgów.
Pozapisywałam już młodzież na judo, basen, od października na tańce i wciąż szukam kogoś, kto mógłby ich uczyć angielskiego. I takim sposobem tydzień zrobił się ciasny, ale uważam, że powinni mieć zajęcie, bo ja w ich wieku miałam mnóstwo domowych obowiązków, więc szanowałam wolny czas. Dziś dzieci- moje też bardzo mało pomagają w domu, więc zwyczajnie się nudzą, a jak się nudzą to głupoty do głowy przychodzą.
Wróciliśmy też do starej zasady, że w tygodniu nie zaglądają do komputera, dopiero w piątek po południu mogą coś pograć, poczytać.To dobra zasada, bo Synek jest strasznie nakręcony na wszelkie gadżety elektroniczne, mógłby siedzieć przy kompie, przesiadać się na tablet albo na gierkę. Myślę, że dwie-trzy godziny podczas weekendu w zupełności wystarczają.
   Ja też już dziś wracam na zajęcia z aerobiku i mam nadzieję znaleźć towarzystwo na kijki, bo mimo wakacji, urlopu czuję się zastana i plany odchudzeniowe też stanęły w miejscu. Ogłaszam zatem rok szkolny za rozpoczęty.

wtorek, 10 września 2013

Kod Leonarda...

   Kupiłam tę książkę w najbardziej głośnym dla niej okresie. W mediach trwała burza, że ta książka to profanacja religijnych dogmatów, że nie jest wierna historycznym faktom, że godzi w chrześcijańskie uczucia. Nie wiem czy oburzenie wywołane tą lekturą było autentyczne, czy raczej napędzane przez media w celu podniesienia sprzedaży. Wiem za to, że czytałam z olbrzymim zainteresowaniem.
   "Kod Leonarda da Vinci" sklasyfikowano jako kryminał i nikt nie może zarzucić autorowi, że książka nim nie jes,t bo akcja naprawdę toczy się szybko: jest detektyw, jest zagadka, są wskazówki i rozwiązanie. A wątki powieści, które wskazują na wykorzystanie historii to literacka fikcja, bogata wyobraźnia autora.  Wciągały mnie przygody dr Langdona i pięknej Sophie Neveu, jego niesamowite teorie, wiedza. Dla mnie wątek religijny nie miał znaczenia, jestem wierząca, uważam, że pewne informacje to kwestia wiary, i treść książki ma walory jedynie rozrywkowe, to naprawdę świetne czytadło. Film, który oglądałam znacznie później nieco mnie rozczarował, bo jest mało spójny, gubi wątki w książce tak fajnie rozwijane, brakuje niektórych naprawdę ważnych fragmentów. I nie jest w stanie wybronić go nawet doborowa obsada Zdecydowanie radzę przeczytać książkę przed oglądaniem filmu.