Teraz czytam...

"Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes
"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

piątek, 20 września 2013

Dom nad rozlewiskiem...

   Monika Kalicińska to jedna z moich ulubionych pisarek. Stało się tak przez "Dom nad rozlewiskiem", książkę którą czytałam z wielką przyjemnością. To pierwsza tak ciepło, serdecznie napisana saga z jaką się zetknęłam. Dawno już mam za sobą wszystkie trzy części, ale patrząc na półkę na której są ułożone zawsze myślę o niej z sentymentem. Od czasów trylogii mazurskiej kupuję każdą nowość Kalicińskiej, którą znajduję w księgarni, i choć "Miłość nad rozlewiskiem" mnie rozczarowała, dwie kolejne pozycje też nie zwalały z nóg, to czytając "Lilkę" znów zakochałam się w pisarce.
   W internecie znalazłam wiele negatywnych opinii na temat tej książki, jednak nie rozumiem o co chodzi, jeśli komuś taka prozo nie odpowiada to nikt nie zmusza przecież do czytania. Książka była reklamowana jako saga rodzinna, więc można się spodziewać, ze będzie to "babskie czytadło", i właśnie nim jest. Czyta się lekko, przyjemnie opowieść o idyllicznej polskiej wsi, o kobiecie na rozstajach życiowych, która na tą wieś ucieka i odnajduje tam sens życia, spokój, wyciszenie.
Nie jest to jednak tylko sielanka, bo poruszane są też kwestie skomplikowanych relacji matki z córką, lub na odwrót, rozstania z życiowym partnerem, zakończenie związku wypalonego od lat, czego bohaterka nie dostrzega zajęta swoją karierą zawodową, w końcu trudnej miłości z partnerem trwającym w uzależnieniu alkoholowym. Powieść pokazuje, że zawsze można zacząć od nowa, można zamknąć rozdział swojego życia i otworzyć kolejny. Dla mnie książka ta była "odstresowywaczem' maksymalnym, czytając odpoczywałam w błogiej, sielskiej atmosferze mazurskiej wsi jak z obrazka.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz