Teraz czytam...

"Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes
"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

piątek, 19 lipca 2013

Brent...

   Dziś trochę wspomnień, bo porządkując półki w domu natknęłam się na książkę "Brent" Krystyny Bolgar. To książka z czasów gdy moja mama kupowała mi książki, żebym czytała gdy zostawiali mnie samą w domu, zwłaszcza, że w tamtych czasach nie było komputerów, a program w telewizji był rano od 8 do 11 i popołudniu od 15:30 do wieczora. Z tego dla dzieci było jakieś dwie godziny dziennie. Więc coś trzeba było robić z długimi wieczorami spędzanymi z kotem, gdy rodzice chodzili na drugą zmianę do pracy. Ja nigdy nie miałam problemów z samotnością: czytałam, rysowałam, później zaczęłam haftować i czas mi uciekał.
Wtedy też czytałam "Brenta", to naprawdę kawałek dobrej polskiej literatury, choć pisanej dla młodzieży to wartej polecenia każdemu. W powieści poruszany jest problem w latach osiemdziesiątych nagminny, jakim były wyjazdy na zagraniczne wakacje i ucieczki na zachód. Niby nic złego, wiadomo, że ludzie robili to z biedy, gnali za lepszym życiem, za pracą, chcieli się urządzać, a w Polsce nic nie można było kupić. Jest w tej historii jednak głębsze przesłanie, bo nie chodzi o tych którzy wyjechali, ale o tych których zostawili. A zostawili trzynastoletniego chłopca pod opieką staruszki babci. Chłopca, który czekał na powrót rodziców, tęsknił, przesiadywał na lotnisku w oczekiwaniu na samolot z rodzicami. Zaczął sprawiać problemy wychowawcze, zetknął się z marginesem społecznym ówczesnej Warszawy i cały czas czekał: na mamę o pszenicznych włosach, na wysokiego ojca.
To naprawdę piękna opowieść o dziecku, o którym rodzice zapomnieli, który nie potrafił zrozumieć co ich popchnęło do wyjazdu, obwiniającego babcię o swoje nieszczęście.
   Przy okazji "Brenta" przypomniałam sobie jeszcze jedną książkę z tamtego okresu, też ulubioną i bezzwrotnie pożyczoną koleżance. To "Jesienne astry" Miriam Pressler, może kiedyś uda mi się ją kupić i przeczytać, bo fabuła mi już umknęła, zostało tylko przeświadczenie, że bardzo mi się podobała.
Brent - Krystyna Boglar

poniedziałek, 15 lipca 2013

stosik...

   Przeglądając wpisy na innych blogach o książkach zauważyłam, że autorzy zamieszczają zdjęcia książek, które zamierzają przeczytać np. w nowym roku, w danym miesiącu. Spodobało mi się to, więc też skompletowałam własny stosik i poniżej go wklejam. Mam szczery zamiar przeczytać te pozycje w ciągu trwających wakacji i przyznam się, że mimo tkwienia jeszcze w drugiej części "Grey'a..." to już zaczęłam "Zimę w Siedlisku". Pierwsza część była taka kojąca, spokojna, dlatego też z nadzieją sięgam po kontynuację, może też i serial obejrzę w wolnej chwili.    
   Już za tydzień przyjeżdża moja psiapsiółka najlepsiejsza, a w związku z tym nie mogę doczekać się na nasze nocne paplanie o wszystkim: co się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania, co czytamy, czytałyśmy, przeczytamy, co powinna kupić i zabrać ze sobą na długie miesiące poza Polską. Brakuje mi tego, a choć mam inne koleżanki to ta jedna jest naj... Widujemy się raz w roku już od ponad dziesięciu lat i zawsze mamy o czym gadać, co wspominać, dyskutować, porównywać i jakoś nie odczuwamy zmęczenia swoim towarzystwem. Przed jej wyjazdem traktowałam ją jak siostrę, chyba z racji tego, że jestem jedynaczką, a i teraz gdy wraca na wakacje mogę jej się z wszystkiego zwierzyć, wypłakać ze smutku i radości, to chyba jedyna osoba, która wie o mnie niemal wszystko.
Wkrótce przyjeżdża, ja już czekam.

sobota, 13 lipca 2013

poniedziałek...

   Skończyłam czytać "Trochę większy poniedziałek" Grocholi i wróciłam do drugiej części "Grey'a...". Meczę tę książkę strasznie, choć nie mogę powiedzieć, że źle mi się ją czyta, jednak jest to pozycja, której brakuje tego czegoś. Jak ją odłożę, to nie ciągnie mnie z powrotem, już trzy książki przeczytałam w międzyczasie.
   A "...poniedziałek " był taką lekką odskocznią, książka zdecydowanie kobieca. Mogę polecić na wakacje ze spokojem sumienia, że czas przy niej spędzony nie będzie stracony. Jest to zbiór mam wrażenie felietonów publikowanych w jakiejś gazecie, choć się wcześniej z nimi nie spotkałam. Pisane są takim stylem, że szybko nasuwają skojarzenie z gazetą. Krótkie historie opowiadające o różnych perypetiach dojrzałej kobiety, powiązane ze sobą bohaterami.
   Jeśli ktoś lubi Grocholę, to niektóre fragmenty rozpozna z "Nigdy w życiu", czy "Ja wam pokażę". Tutaj są to osobiste wspomnienia autorki, w tamtych książkach były losami bohaterki. Ja śmiałam się z naszych babskich przywar, które u siebie niejednokrotnie rozpoznawałam. Pani Kasia ukazuje jak skomplikowana jest damska psychika i jakie targają nami paranoje. I podpisuję się pod tym obiema rękami, sama nieraz się tak zachowuję. Trzeba być facetem, żeby to znosić.
Trochę większy poniedziałek - Katarzyna Grochola

czwartek, 4 lipca 2013

smutno...

   Dziś zupełnie o czym innym niż książki. Od kilku lat pracuję w zamkniętym gronie kilku, no może kilkunastu osób. Gdy tu zaczęłam pracować, wszyscy na początku bali się mnie - bo to znajoma poprzedniej księgowej, a może też koleżanka dyrektorki? Dopiero prawie po roku dowiedziałam się skąd ten dystans. Później zrobiło się bardzo fajnie, wydawało się, że nieufność poszła w zapomnienie. No właśnie, to tylko mnie się tak wydawało, bo prawda jest zupełnie inna.
   Od kilku dni moja koleżanka z pokoju chodzi jakaś nabzdyczona, nie umiem jej wyczuć więc nie wiem o co chodzi. Ale nic to, może ma gorszy okres w życiu, może jakieś prywatne problemy, o których nie chce opowiadać. Tak myślałam do dziś, kiedy to oskarżycielskim tonem powiedziała mi, że wśród pracowników powstał ferment, bo część czuje się bezkarna i pewna, bo ma moje poparcie. To, że jestem w jakiś sposób ich przełożoną, nie oznacza że mam jakąś władzę sprawczą, o wszystkim decyduje dyrektor, który specjalnie nie liczy się z moim zdaniem, bo niejednokrotnie mnie o nie nawet nie pyta. A co do popierania kogokolwiek, to jestem ostatnią osobą, która może wywierać jakieś naciski. Zwykle to ja upominam się o premie dla tych którzy zasługują, tłumaczę aby pokazywać, że coś się zrobiło aby inni to doceniali - zwłaszcza szefostwo. Od dłuższego czasu to ja czuję się niedoceniana, nikt nie widzi ile pracuję, nowy dyrektor ani razu nie przyznał mi premii, a ja sama nie umiem iść i powiedzieć "to zrobiłam czy tamto zrobiłam, i należy mi się...". Umiem upomnieć się o kogoś, ale nie o siebie. A tu takie oskarżenia, że sympatyzuję z jakimiś grupami, że jestem stronnicza, że robię to na szkodę innych, a w razie zwolnień poświęcę swoja pracownicę, aby zatrzymać tą lubianą. Przykre to, gdy ktoś bliski, który cię zna tak cię ocenia. Mam wrażenie, że nigdy nikomu nie dałam powodów do takich oskarżeń, staram się być sprawiedliwa i troszczę się o pracowników niższych szczebli. Boli mnie gdzieś koło serduszka...

środa, 3 lipca 2013

wakacje...

   Kiedyś, gdy chodziłam jeszcze do szkoły w wakacje czytałam szkolne lektury. Brałam listę lektur na nowy rok szkolny i w ciągu dwóch miesięcy rozprawiałam się z wszystkimi. Później w roku szkolnym miałam czas na czytanie czegoś nieobowiązkowego, luźnego, jako swoisty odstresowywacz. Nie męczyłam kolejnej książki z kanonu, tylko czytałam co mi w ręce wpadnie. Dziś już nie chodzę do szkoły, ale w niej pracuję, więc życie dalej toczy się rytmem roku szkolnego - lipiec, sierpień to miesiące, kiedy jestem w pracy krócej, spycha się zaległości z ubiegłych miesięcy. W domu też mniej obowiązków, chociażby z racji tego, że dzieciaki do szkoły nie chodzą i nie trzeba ich codziennie szykować, nie ma porannego pędu, szykuję im śniadanie i wychodzę do pracy.
   Dziś już nie czytam lektur tylko to na co mam ochotę, z tamtego okresu został mi tylko nawyk, że jeśli coś zaczynam czytać to muszę to skończyć (bo lektury musiałam przeczytać, czy mi się podobały, czy nie). I teraz męczę się z "Greyem...", który mimo tylu zachwytów, pozytywnych opinii mnie się jakoś ciągnie. Pierwszą część dość szybko przebrnęłam, teraz druga i już dwa razy ją zostawiłam, aby przeczytać coś innego. Wczoraj też kupiłam sobie nową Grocholę i rzuciłam okiem na pierwsze strony, myślę, że szybciej to przeczytam niż "Greya...".
   A w wakacje nie tylko na książki więcej czasu. Mam jeszcze jedno postanowienie - w szafach zrobię porządki. Na razie idzie mi jak krew z nosa!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Millennium...

   Kilka lat temu moja przyjaciółka z za oceanu, będąc na wakacjach w domu wspomniała, że jej siostra zaczytuje się w Millennium. Będąc za jakiś czas w księgarni kupiłam więc pierwszą część trylogii. Jako, że nigdy nie zetknęłam się z prozą skandynawską, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. W krótkim czasie pochłonęłam wszystkie części i polecałam komu mogłam.
   To świetna powieść kryminalna, z bardzo wyraźnymi postaciami Mikaela i Lisbeth. Wątki splatają się ze sobą i tworzą spójną całość, od początku do końca trzymając w napięciu i zmuszając czytelnika do wracania do przerwanej lektury. Nie będę opisywać fabuły, bo jest ona skomplikowana i obszerna, ale mogę powiedzieć, że sensacja nie goni sensacji. Akcja rozwija się sukcesywnie, pojawiają się nowe postaci, nowe wątki wynikające z poznawania bohaterów. Naprawdę dobra literatura kryminalna, opisująca bieżące wydarzenia, które jednak swoje przyczyny mają w przeszłości, do której cofają się rozwiązujący zagadki reporter i researcherka.
   Książka cieszyła się taką popularnością, że szybko powstał film na jej podstawie "Dziewczyna z tatuażem". Jednak ta hollywoodzka produkcja nie zwaliła mnie z nóg, dobre kino z dobrze dobranymi aktorami, jednak czegoś mi brakowało, albo był za dużo? Nieco wcześniej oglądałam na HBO koprodukcję szwedzko-duńsko-niemiecko-norweską, która zachowała oryginalny tytuł i w bodajże sześciu częściach ekranizowała powieść. Dla mnie ta wersja filmu była znacznie lepsza, nie ma zacięcia wielkiego dzieła filmowego, występujący aktorzy nie są z czołówek tabloidów, nie było akcji marketingowej nagłaśniającej film. A mimo to znacznie lepiej oddaje szczegóły powieści i specyficzny klimat występujący w książce, a którego zdecydowanie brak w filmie Davida Finchera. Obejrzę go na pewno jeszcze raz.
Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet - Larsson StiegDziewczyna, która igrała z ogniem - Larsson StiegZamek z piasku, który runął - Larsson Stieg