Kolejny raz sięgnęłam po prozę Marii Nurowskiej, którą zdążyłam już polubić. Wracając ostatnio z Urzędu zaglądnęłam do mojego ulubionego Składu Tanich Książek, gdzie zawsze udaje mi się coś wygrzebać i dzięki temu stałam się szczęśliwa posiadaczką "Niemieckiego tańca" i jeszcze dwóch czy trzech innych książek w pięknym wydaniu, w twardych oprawach i niezwykle przystępnej cenie. A niedawno widziałam te książki w empik'u w regularnych cenach. No nie powiem, miłe to było zaskoczenie.
Proza Nurowskiej to dla mnie odskocznia po fantastyce, lekkiej prozie obyczajowej czy romansie. Pisarka porusza tematy trudne, po przeczytaniu zostają w głowie fragmenty nad którymi rozmyślam, analizuję je, szukam partnerów do dyskusji. Tak tez jest z "Niemieckim tańcem", który obok regularnej akcji, gdzieś w kuluarach dotyka Jana Pawła II, Matki Teresy i nie są to pieśni pochwalne na ich temat, ale pytania, fakty, które zmuszają do weryfikacji swoich opinii na ich temat.
Sama fabuła też nie łatwa: dwie kobiety na odległych krańcach świata muszą u schyłku życia zmierzyć się z demonami przeszłości, muszą wrócić na Pomorze do czasów swej młodości i rozgrzebać stare rany. Czy im się udaje odnaleźć spokój i wyjaśnić dawne tajemnice? Jak zwykle nie napiszę - kto ciekawy niech przeczyta bo naprawdę warto.
Coś jest w książkach Mari Nurowskiej co mnie przyciąga, mimo jej szorstkiego, wręcz oschłego stylu zawsze potrafi mnie zainteresować i zmusić do zagłębiania się w podjętą tematykę. Nie kończę wraz z odłożeniem książki na półkę po skończeniu, ale niejednokrotnie grzebię w internecie, doczytuję, szukam filmów o podobnej fabule - słowem weryfikuję to co przeczytałam z innymi źródłami. Przyznam się, że lubię
te intelektualne wyzwania jakie autorka stawia przed swoim czytelnikiem.