Teraz czytam...

"Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes
"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

czwartek, 30 stycznia 2014

Stal i śnieg...

   W niedzielę skończyłam "Nawałnicę mieczy. Stal i śnieg", czytało mi się cudownie, bo akurat za oknem też zima. Przyszła późno, bo dopiero w styczniu, ale za to jaka piękna. Dzieciaki zachwycone, musieliśmy kupować na gwałt ślizgi, bo w domu tylko drewniane sanki, a towarzystwo przecież dorasta, na górkę się chodzi z koleżankami i kolegami, a nie z mamą. Mnie też cieszy ten śnieg i mrozik delikatny - choć przez parę dni na kijki nie poszliśmy, bo najpierw padało, a później temperatura spadła poniżej -10 stopni, doszłyśmy więc do wniosku, że nie warto ryzykować i później leżeć ze dwa tygodnie w łóżku.
   A co do książki, to moje odczucia są bez zmian: to świetna powieść, która wciąga, pochłania bez reszty. Bohaterowie są jeszcze bardziej interesujący: moje sympatie pozostają bez zmian - Tyrion to wciąż mój faworyt, a Daenerys zajmuje drugie miejsce. Akcja toczy się równolegle do bitwy o Królewską Przystań z poprzedniej części i trochę wybiega do przodu. Śledzimy losy naszych bohaterów stających w obliczu nadciągającej zimy, kraj trawi wojna, niektórzy już nie wiedzą po której stronie się opowiedzieć, chaos ogarnia Siedem Królestw. Zapadają decyzje, podejmowane są rozstrzygnięcia, zawiązują się nowe intrygi. Nie napiszę nic o fabule, bo każdy sam musi się z nią zmierzyć. Po co streszczać wątki, czy opowiadać o ciekawych szczegółach, trzeba stopniowo odkrywać tajemnice, które autor nam przygotował.
Ja już czekam na kolejną część powieści, ale nie ma drugiej części "Nawałnicy..." w twardej oprawie, podobno jej wydanie ma się zbiec z premierą serialu. No to jeszcze poczekam, nadrobię inne zaległości książkowe, bo każdy tom "Pieśni lodu i ognia" wsysa przynajmniej na dwa tygodnie.

środa, 22 stycznia 2014

notatki przyszłej matki...

   Nareszcie u nas spadł śnieg, już o świcie Synek krzyczał do siostry: za oknem śnieg, a ona na to: Dużo??? i jaki zachwyt w głosach, radość, że w końcu jest, plany na popołudnie - budowa igloo, bałwana. Tyle szczęścia z powodu zimy, no ale sorry, taki mamy klimat.
   A ja marzę o wolnym weekendzie, z gorącą herbatką (bo kawkę ograniczyłam, aby nie drażnić kamieni w woreczku żółciowym) i fascynującą książką, bez dzieciaków, Ojcieca i innych "przypadków ducha świętego". Tęsknię do czasów, kiedy będąc chorą leżałam w łóżku i beztrosko oddawałam się lekturze, dziś gdy jestem chora muszę normalnie gospodarować w domu, rzadko mogę sobie pozwolić na L-4, a gdy faktycznie mnie już tak rozłoży, że muszę leżeć w łóżku to zwykle jestem tak chora, ze nie mogę ręki podnieść, ani oka otworzyć. Lata młodości minęły i już się nie wrócą.
   Na zimowe wieczory mam jeszcze jedną fajną książkę, ale zdecydowanie dla kobiet. To "Notatki przyszłej matki" Risy Green, które już od dawna goszczą w mojej prywatnej bibliotece. Czytając zaśmiewałam się do łez, wyobrażałam sobie dylematy Lary, robiącej karierę zawodową w elitarnej szkole w Bel Air nie myślącej o powiększaniu rodziny, za dziećmi nie przepadającej, wręcz ich nie lubiącej, która pod naciskiem męża postanawia jednak zajść w ciążę. Jej życie ulega przewartościowaniu, ciąża, macierzyństwo stopniowo zajmują pierwsze miejsce, nagle to co wcześniej wywoływało w Larze odrazę staje się jej rzeczywistością, determinuje jej codzienność. Dystans, poczucie humoru stawiają ciążę w nieco innym świetle - ciąża to nie choroba, ciąża to stan umysłu.
Książka napisana dowcipnie i lekko pozwala utożsamiać się z postaciami, wciąga i bawi przez co zapewniła mi doskonałą rozrywkę. Później wiele razy pożyczałam ją znajomym i zawsze oddawały z uśmiechem, zadowolone, że szary dzień dzięki tej historii zyskał sporo koloru. Polecam!
Okładka książki Notatki przyszłej matki

wtorek, 21 stycznia 2014

wyznania zakupoholiczki...

   Dziś wrócę do książki, którą kiedyś czytałam w czasie totalnego przesilenia umysłowego. Potrzebowałam odstresowania i dała mi to Sophie Kinsella w "Wyznaniach...", bawiłam się przez dwa wieczory całkiem nieźle, a później również z przyjemnością obejrzałam film. Jednak nie jest to książka, która by mnie wessała swą fabułą, co to to nie.
   Historia młodej kobiety żyjącej w wielkim mieście i zmagającej się z problemami życia codziennego ubarwiona jest dowcipnymi zdarzeniami, wpadkami i pomyłkami. Jednak książka zwróciła moją uwagę na problem jakim jest brak samodzielności młodych ludzi wychowywanych pod kloszem. Rebeka to młoda dziennikarka, bez stabilnej pozycji zawodowej. Stres związany z problemami finansowymi zabija przyjemnością płynącą z zakupów, z posiadania markowych ubrań, butów, rzeczy. Jednak to odprężenie jest tylko chwilowe, bo kolejna apaszka, sweterek poprawiają humor tylko na krótką chwilę, a debet na koncie rośnie. Widać wyraźnie, że bohaterka nie umie sama zorganizować swojego życia, rozwiązać problemów, wpada w nałóg jakim jest robienie zakupów, przeradza się to w chorobę - zakupoholizm.
   Mimo, że to lektura lekka, łatwa i przyjemna to niesie jakieś przesłanie, ostrzega przed nowymi cywilizacyjnymi problemami, chwilowym pocieszeniem płynącym z zakupów i nieuchronnym poczuciem winy związanym z nawarstwiającymi się problemami, nadmiernym zadłużaniem się i nieradzeniem sobie z codziennością. Mogę polecić na zimowe wieczory.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Mój Siergiej...

   W latach '80-tych transmisje zawodów sportowych, pokazów olimpijskich gromadziły przed telewizorami całe rodziny, bo wtedy były tylko dwa programy ogólnokrajowe i jeden regionalny. Uchylało się okno na świat zachodu, można było zobaczyć gale  na otwarcie i zamknięcie igrzysk, posłuchać muzyki zagranicznej, kto pamięta to wie, że to naprawdę było wielkie wydarzenie. Jazda figurowa była wówczas jedną z najpopularniejszych dyscyplin poprzez swą widowiskowość, piękno i niemal sztukę taneczną jaką prezentowali sportowcy podczas występu. Wiele lat później, gdy już pracowałam, u schyłku minionego wieku przechodząc obok Taniej Książki na ul. Zwierzynieckiej w Krakowie (może ktoś ją pamięta) wpadła mi w oko książka z piękną okładką, na której widać młodą kobietę i mężczyznę z małym chłopcem na rękach. Weszłam, kupiłam i zaczytałam się w historii pary łyżwiarzy figurowych z ZSRR.
   "Mój Siergiej.Opowieść o miłości" to wspomnienia Jekateriny Gordiejewej o wspólnym życiu, zarówno zawodowym jak i prywatnym z Siergiejem Grinkovem. W ciepłych słowach bohaterka snuje opowieść o początkach kariery sportowej, wspólnych rywalizacjach, wielkich zwycięstwach olimpijskich. Przeżywałam wielkie emocje związane z morderczym wysiłkiem włożonym w treningi, wzruszałam się rodzącym się uczuciem między partnerami na lodzie, oczekiwałam szczęśliwego zakończenia, swoistego love-story. Jakie było moje zdziwienie i szok gdy okazało się, że ten młody, piękny mężczyzna zmarł i osierocił żonę i syna. Zwłaszcza, że po opuszczeniu przez parę ZSRR nie śledziłam już ich losów i nie wiedziałam nic o ich życiu w USA.
Ta historia to prawdziwy wyciskacz łez, wzrusza swą prostotą narracji, autorka opowiada o wspólnym życiu z miłością niemal słyszalną w głosie, a równocześnie z taką pokorą wobec tego co się stało, że aż się zastanawiałam skąd w tak kruchej istocie tyle siły, charyzmy? Wiem, że wrócę do tej historii jeszcze niejednokrotnie, a w dobie takiego dostępu do internetu mogę jeszcze zobaczyć ich niesamowite występy na lodowiskach. Byli piękni, byli młodzi i zakochani co widać niemal w każdym ruchu podczas tańca, tak doskonale zgrani, dopasowani jakby płynęli po lodowisku. I ich historia również była piękna, szkoda że przerwała ją taka tragedia.
Mój Siergiej: Opowieść o miłości - Jekatierina Gordiejewa

wtorek, 14 stycznia 2014

Starcie królów...

   Jakiś czas temu zachwycałam się serialem "Gra o tron" i mój zachwyt nie skończył się, z niecierpliwością czekam na premierę czwartego sezonu (bo wcześniejsze obejrzałam w ciągu niespełna dwóch wrześniowych tygodni, podczas gdy zajęcia domowe leżały odłogiem), która już 7 kwietnia. Aby skrócić sobie oczekiwanie zaczytuję się w powieści Georga R.R. Martina "Pieśń ognia i lodu", właśnie skończyłam drugi tom "Starcie królów" i muszę powiedzieć, że książki są świetne, a film zrobiony znakomicie.
   Powieść oddaje klimat epoki jeszcze dokładniej niż film, czytając przenosimy się do zamierzchłych, fantastycznych czasów, do krainy Westeros gdzie w Siedmiu Królestwach i na ich obrzeżach dzieje się akcja, tak zagmatwana, skomplikowana, że wręcz się sobie dziwię, że to ogarnęłam. Po śmierci króla Roberta w kraju wybucha wojna, której motorem napędowym jest wdowa, pragnąca osadzić na tronie swego syna. Joffrey to potwór, w dodatku nie nadaje się do rządzenia tak potężnym krajem, wybuchają bunty, a lordowie zjednoczonych królestw ogłaszają się królami i rozpoczyna się wojna o żelazny tron. W zawierusze wojennej śledzimy losy rodziny Starków rozproszonych po całych do niedawna zjednoczonych królestwach: Rob zostaje okrzyknięty Królem Północy, Sansa jest więziona w Królewskiej przystani, a Arya, która z niej zdołała uciec pragnie dotrzeć najpierw do Winterfell, a gdy okazuje się, że zostało ono splądrowane przez wrogów, zmierza do Riverrun na spotkanie z bratem, dwaj młodsi chłopcy uciekają na północ, a Jon Snow wstępuje do Nocnej Straży i wyjeżdża na Mur. Równolegle śledzimy wydarzenia w Królewskiej Przystani i w odległej krainie Wolnych Miast.
Bohaterowie są barwni, ich postacie perfekcyjnie dopracowane zachwycają swymi osobowościami. Osobiście bardzo lubię postać Daenerys Targaryen, a także cały wątek związany ze smoczym rodem, jednak moim nieodmiennym faworytem wśród bohaterów jest Tyrion Lannister, wyrzutek swojego rodu, swoisty outsider wśród postaci. Tyrion błyszczy inteligencją, dowcipem, jest intrygantem, ale snuje swoje intrygi subtelnie i w całej swej przebiegłości kieruje się sprawiedliwością, uczciwością i dobrem dla ogółu.
   Teraz czytam już trzeci tom, czekam na kolejny sezon serialu i zastanawiam czym autor tym razem nas zaskoczy, już widzę mistyczne smoki, zatrważających Innych i nowych bohaterów. Jednak w duszy trzymam kciuki za Dany, Aryę i Jona Snow.
Starcie królów

poniedziałek, 13 stycznia 2014

wracamy do Poziomki...

   Dziś wracam do Pani Kejt Em, którą polubiłam i śledzę na bieżąco co nowego wydaje. Dlatego po otrzymaniu od empik.com rabatu z okazji Nowego Roku zamówiłam w przedsprzedaży "Czarnego Księcia" i jeszcze dwie inne książki tej autorki, których mi brakuje, więc będzie święto po 15-stym stycznia w moim domu!
   Dziś kolejna porcja serii owocowej, wracam do Poziomki, do Ewy i jej rodziny. Ta seria to taki "babski odstresowywacz" na długie jesienno-zimowe wieczory. Historia Ewy, która po zawiłościach nie-związku z Andrzejem, w końcu odnajduje swoją drugą połowę znów zabrała mnie w podróż do podwarszawskich Urli. Tu odnajdujemy bohaterkę w domku na skraju lasu, z Julijką, Witoldem, Jasią i bandą przygodnych zwierzaków. Niestety wszystko co dobre nie trwa wiecznie i do sielsko-anielskiego życia wkradają się problemy nie tylko finansowe, ale też i uczuciowe. Czytając zmagałam się z rozterkami uczuciowymi Ewy, współczułam Jasi i wzruszałam się kruchą Karoliną.
   Polecam każdemu kto miewa zimowe depresje, to naprawdę kawałek lekkiej, ciepłej literatury, co prawda nie bez wad (jak dla mnie trochę naciągana jest szalona eskapada Ewy do Indii), ale można spędzić miły wieczór z ciepłą herbatką i książką, która leczy serce zmarznięte.
Powrót do poziomki - Michalak Katarzyna

wtorek, 7 stycznia 2014

Hryciowie...

   Wczoraj skończyłam ostatni tom "Cukierni pod Amorem", tak jak planowałam zrobiłam sobie przerwę między kolejnymi częściami, aby się "nieprzetrenować". Podobnie jak podczas czytania wcześniejszych tomów, tak i teraz świetnie się bawiłam. To naprawdę dobra powieść, dopracowana akcja, przejrzyści bohaterowie i fabuła równoległa w dwóch wymiarach czasowych - wszystko to sprawia, że można znaleźć się w Gutowie i brać niemal udział w wydarzeniach.
   Odnajdujemy bohaterów u progu II wojny światowej, która rozrzuci ich po świecie i zagmatwa ich losy. Adam Toroszyn rozdarty między obowiązkami w Warszawie, a uczuciem do młodej Celiny Cieślak mieszkającej w Gutowie podróżuje na wieś i z powrotem do miasta, a w mieście dopada go Powstanie warszawskie, w którym bierze udział i trafia do obozu w Niemczech. Celina czekając na Adama zajmuje się domem, rodzeństwem, matką, a tracąc nadzieję z upływem czasu wiąże się z niekochanym mężczyzną aby zapewnić rodzinie bezpieczeństwo i stabilizację po śmierci ojca. Hrabia Zajezierski umiera przed końcem wojny, a jego szwagier Pawlak patrzy na niszczejący pałac, który zajęli najpierw Niemcy, później Rosjanie, a na koniec zdewastowali zwolennicy nowego ustroju. Grażyna Toroszyn przeżywa tragedię osobistą, ucieka w załamanie nerwowe, aby po wyzwoleniu oczyścić się z oskarżeń, odnaleźć męża i syna.
Tyle o przeszłości, a w Gutowie w roku 1995 Iga brnie przez karty historii, aby rozwiązać zagadkę z przeszłości, odkrywa nowe fakty dotyczące rodziny i poznaje mężczyznę, obok którego nie potrafi przejść obojętnie.
   Książka wciąga, czaruje, ale ma też niedużą wadę - kończy się zbyt szybko. Rozbudowana fabuła nagle się urywa, wątki się rwą w miejscach, gdzie jak dla mnie powinno być jeszcze coś dopowiedziane, mam taki niedosyt, że pewne sprawy zostały zawieszone, że jeszcze coś się powinno wydarzyć, rozwiązać. Rozmawiałam z osobami, które tez przeczytały tę piękną sagę i potwierdziły moje odczucia. Wobec tego Pani Małgosiu G-A czekamy na czwarty tom....
Cukiernia pod Amorem. Hryciowie - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

piątek, 3 stycznia 2014

Upadek gigantów...

   Przed świętami sięgnęłam po "Upadek gigantów" Kena Folletta i muszę powiedzieć, że nie żałuję. Zachęciła mnie ciocia, która w ramach rekompensaty za pożyczanie książek wcisnęła mi tę pozycję i "Zimę światów". Leżała parę tygodni na półce, bo czytałam coś innego, ale i ona doczekała się na swoją kolej.
Muszę się przyznać, że raczej nie przypominam sobie abym miała wcześniej styczność z prozą tego autora, jednak nie zawiodłam się. To naprawdę dobra książka, nie taka sobie lekka, łatwa i przyjemna, ale wnosząca jeszcze trochę wiedzy na temat historii początku XX w.
   Akcja powieści zaczyna się przed wybuchem I wojny światowej, obejmuje jej przebieg i kończy się na początku lat 20-tych. Opowiada losy kilku osób, które tworzą przekrój ówczesnego społeczeństwa: arystokraci, dyplomaci, robotnicy, emigranci.
Oglądamy upadek starej arystokracji w Rosji i Wielkiej Brytanii, śledzimy losy księżniczki Bei, jej brata Andrieja i męża hrabiego Fitzherberta. W posiadłościach hrabiego spotykamy się większość bohaterów, których losy później się będą przeplatać: Waltera von Ulricha - niemieckiego dyplomatę, Gusa Devara - doradcę prezydenta USA, lady Maud Fitzherbert - bojowniczkę o prawa kobiet w Wielkiej Brytanii, Ethel Williams - pokojówkę w Ty Gwin, a późniejszą parlamentarzystkę z ramienia londyńskiej partii robotniczej i jej brata Billey'go - górnika i żołnierza I wojny światowej, Lva Peshkowa - rosyjskiego robotnika a później amerykańskiego przemytnika, czy jego brata Gregorija - robotnika, rewolucjonistę, bolszewika.
   Ta powieść to wielka epicka epopeja o losach zwykłych ludzi podczas zawieruchy I wojny światowej, o przemianach społecznych i politycznych zachodzących na początku XX wieku. Dla mnie najsłabszym punktem w historii zawsze był XX wiek, a dzięki tej książce sporo wiedzy sobie przyswoiłam i uporządkowałam. Zabieg pisarski wprowadzający w fikcyjną fabułę historyczne wątki i autentyczne postaci bardzo mi się spodobał. Dzięki temu Winston Churchil, Woodrow Wilson, Włodzimierz Lenin to nie tylko zdjęcia i nazwiska z podręcznika, ale to postacie, które decydowały o losach świata, postacie, które też mają problemy, życie prywatne, osobiste rozterki i nawyki.
Może z perspektywy bardziej wymagającego czytelnika postacie głównych bohaterów są niedopracowane, nieco miałkie, ale dla mnie to naprawdę drobiazg - może oczekiwałabym więcej emocji, namiętności, jednak te niedociągnięcia nic nie ujmują całokształtowi. Na pewno sięgnę po "Zimę światów" i myślę, że nie będzie ona końcem przyjaźni z Follettem.

Upadek Gigantów - Ken Follett

czwartek, 2 stycznia 2014

W nowy rok z postanowieniami...

   Długo mnie nie było, ale to jeszcze nie znaczy, że zrezygnowałam z pisania. Może nie jest ten blog zbyt błyskotliwy, wysublimowany, ale dla mnie to swoista odskocznia od galopującej codzienności i kronika moich czytelniczych potyczek.
Dziś uaktualniając dane na blogu zauważyłam, że mam też stałe grono odwiedzających, niewielkie ale jest i cieszy mnie to niezmiernie. Może kiedyś dojdzie do tego, że moi obserwatorzy zaczną wymieniać ze mną opinie na temat czytanych pozycji, może będą się sugerować moimi przemyśleniami jak to w tej chwili robię ja podglądając cudze blogi. Muszę przyznać, że już nie po jedną książkę sięgnęłam skuszona postami innych bloggerów.
   A co do noworocznych postanowień to mam trzy.
Pierwsze i najbardziej palące - schudnąć i to dużo, walczę z nadwagą od kilku lat i wciąż zbyt mało skutecznie. Chcę to zrobić nie tylko z powodów estetycznych, ale i zdrowotnych i psychicznych. Widzę, że problemy z wagą wpływają na mnie zdecydowanie niekorzystnie, spadła mi wyraźnie samoocena, rozluźniły się stosunki towarzyskie.
Drugie chyba najważniejsze - być lepszą matką, kocham moje dzieci najbardziej na świecie, ale widzę, że moja praca doprowadza mnie do takiego stresu, że brakuje mi w domu cierpliwości. Frustracja wywołana życiem zawodowym pakuje mi się z buciorami w życie prywatne, które bardzo na tym cierpi. Muszę znaleźć trochę spokoju, wyciszenia i nie wyżywać się na dzieciakach.
Trzecie to już sama przyjemność - czytać jak najwięcej... I tyle.
   Wszystkim, którzy tu zaglądają w Nowym Roku życzę zdrowia, spokoju, dotrzymania postanowień noworocznych i książek najwspanialszych....