Teraz czytam...

"Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes
"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

czwartek, 26 września 2013

Tomek w krainie...

   Wczoraj pisałam o książkach Wojciecha Cejrowskiego, a tematyka podróżnicza przypomniała mi o książkach z czasów szkoły podstawowej, którymi zaczytywałam się nie rzadko podczas chorób. Był to cykl powieści o Tomku Wilmowskim autorstwa Alfreda Szklarskiego. Już w dzieciństwie pociągała mnie taka tematyka, a przygody Tomka były tym bardziej fascynujące, że obok fabuły pisarz zamieszczał w tych książkach mnóstwo opisów przyrody, roślin, zwierząt, zwyczajów ludzi żyjących dziko. Poza dobrą zabawą te książki oferowały jeszcze pogłębianie wiedzy geograficznej, przyrodniczej.
   Uwielbiałam Tomka i czytając czułam się jakbym to ja przeżywała te wszystkie wspaniałe i niebezpieczne przygody. A przeżył Tomek wiele, zwiedził niemal wszystkie kontynenty, wędrował po pustyniach, po górach, przedzierał się przez amazońską dżunglę, odkrywał tajemnice faraonów, zaprzyjaźnił się z Apaczami. Byłam zazdrosna o jego miłość do Sally jakby to był realny człowiek, ale równocześnie podziwiałam ich uczucie, wierność i wzajemne oddanie. To była opowieść, która nie musiała się skupiać na infantylnym romansie, aby zainteresować czytelnika, miała w sobie to "coś" co wciągało od pierwszych stron do ostatnich.Akcja cyklu rozpoczyna się w roku 1902 i ciągnie się przez wiele lat, co jakiś czas pojawiają się informacje o Polsce z okresu zaborów, m.in. rosyjskiego, można więc dopatrzeć się historycznego podłoża wędrówek bohaterów po całym świecie, okazuje się, że wielu z nich to uciekinierzy przed prześladowaniami caratu.
Wiele wieczorów spędziłam "z Tomkiem" siedząc sama w domu i czekając na powrót rodziców z pracy, to były wspaniałe chwile podróży po odległych lądach i oceanach. Już nigdy później tak beztrosko nie oddawałam się lekturze jak w czasach podstawówki. Nieodmiennie żałuję, że moja młodzież jakoś opornie podchodzi do czytania.
Tomek w krainie kangurów - Alfred SzklarskiTomek wśród łowców głów - Alfred SzklarskiTomek w tarapatach - Alfred SzklarskiTajemnicza wyprawa Tomka - Alfred SzklarskiTomek na Czarnym Lądzie - Alfred SzklarskiTomek na tropach Yeti - Alfred SzklarskiTomek na wojennej ścieżce - Alfred SzklarskiTomek u źródeł Amazonki - Alfred SzklarskiTomek w Gran Chaco - Alfred SzklarskiTomek w grobowcach faraonów - Alfred Szklarski

wtorek, 24 września 2013

wśród dzikich plemion...

   Dziś post zainspirowany przeczytanym wczoraj na portalu internetowym artykule o Elżbiecie Dzikowskiej. Jeżeli ktoś dorastał w latach '80-tych doskonale pamięta program "Pieprz i wanilia" prowadzony przez Tony'ego Halika i Elżbietę Dzikowską, to taki poprzednik dzisiejszego "Boso przez świat" Cejrowskiego. To ci państwo pokazali nam świat z jego przeróżnymi odcieniami, w ciekawych filmach przybliżali inne, często pierwotne kultury zamieszkujące nasz glob. To był wspaniały, mądry, błyskotliwy i przystępnie tworzony program, do oglądania którego zasiadało się całymi rodzinami.
   W moim domu dziś też jest program, który oglądamy wszyscy: ja, Łojciec i dzieciaki, to właśnie wspomniany "Boso przez świat'. Dzieciaki bardzo lubią programy o zwierzętach, o życiu plemiennym, a także zafascynowane są "Szkołą przetrwania", dlatego u nas często spędzamy wolny czas przy kanałach Animal i Nationale. Oglądamy razem, rozmawiamy o wrażeniach, o innych kulturach, o zwierzętach, o ludziach, którzy to filmują i robią programy dla telewizji. Jest to dla nich tak interesujące, że już kilka razy córka wspomniała, że chce zostać weterynarzem.
Ja też lubię te programy, a na Targach Książki w Krakowie spotkałam pana Wojciecha Cejrowskiego i kupiłam jego książki, w których mi złożył dedykację.To świetne pozycje, napisane barwnym językiem, błyskotliwie, ale z pewną dozą cynizmu i ironii jak to bywa u Cejrowskego, może to przez jego cięty język, brak kulturowych barier tak dobrze się czyta? Książka podana niemal w formie reportażu, niemal dokumentalna, a wciąga już od pierwszej strony, wabią nas przygody niejednokrotnie niebezpieczne, problemy jakie napotyka biały podróżnik podczas zdobywania Ameryki są tak opisane, że doprowadzają do łez ale śmiechu. Autor to doskonały bajarz z olbrzymim darem do opowiadania, robi to tak dobrze, że historię o Indianach, ich życiu, wierzeniach odbieramy jak doskonałą powieść prawie sensacyjną. Dodatkowym atutem książek pana Cejrowskiego jest ich doskonałe wydanie, piękna szata graficzna i bogactwo zdjęć z opisywanych podróży. Polecam zarówno "Rio Anaconda" jak i "Gringo wśród dzikich plemion".
Gringo wśród dzikich plemion - Wojciech Cejrowski Rio Anaconda - Wojciech Cejrowski

poniedziałek, 23 września 2013

dziennik Bridget Jines...

   Wróciłam myślami do Bridget, bo ostatnio mignął mi w telewizji film o niej. Przeczytałam tę książkę po obejrzeniu filmowej adaptacji z Renee Zellweger i Colinem Firthem w rolach głównych. To było chyba moje pierwsze zetknięcie z tymi aktorami i pokochałam ich oboje, wydają mi się doskonale dopasowani do tych ról.
Z filmową Bridget mam chyba coś wspólnego - od lat zmagam się z nadwagą z podobnie mizernym skutkiem, a o takim Marku marzy chyba większość z nas. Film urzekł mnie swym klimatem, kreacją Zellweger jako Bridget, zaczęłam się z nią utożsamiać, bo która z nas nie ma podobnych problemów, przemyśleń, nie staje przed takimi wyborami, a wszystko to podane w formie lekkiej, komediowej historyjki z romantycznym zakończeniem, w rewelacyjnej oprawie muzycznej
   Książka też mnie nie zawiodła, sięgnęłam po nią po obejrzeniu obu części filmu i przeczytałam z niekłamaną przyjemnością. Nie zaskoczyła mnie specjalnie, ale to fajna powieść na zimowe wieczory. Opowieść o szarej myszce zapatrzonej w malowanego księcia, a nie dostrzegającej prawdziwej miłości u swego boku. Narracja w pierwszej osobie potęguje wrażenie, że czytamy pamiętnik. Jest to dziennik dziewczyny zmagającej się z samotnym życiem w wielkim mieście, szukającej swej drugiej połowy, uczestniczącej w życiu przyjaciół i rodziny - klasyczna proza trzydziestolatki. Dodatkowym atutem pamiętnika jest to, że każdej z nas wydaje się, że czyta o sobie. Zaczynamy się zastanawiać skąd autorka tyle o nas wie. I na koniec refleksja, że w tych swoich "problemach" nie jesteśmy odosobnione, że wszystkie mamy kompleksy, wahania nastrojów i popularne "doły". A dziennik Bridget wydobywa to na światło dzienne.
plakat do filmu Dziennik Bridget Jones (2001)

piątek, 20 września 2013

Dom nad rozlewiskiem...

   Monika Kalicińska to jedna z moich ulubionych pisarek. Stało się tak przez "Dom nad rozlewiskiem", książkę którą czytałam z wielką przyjemnością. To pierwsza tak ciepło, serdecznie napisana saga z jaką się zetknęłam. Dawno już mam za sobą wszystkie trzy części, ale patrząc na półkę na której są ułożone zawsze myślę o niej z sentymentem. Od czasów trylogii mazurskiej kupuję każdą nowość Kalicińskiej, którą znajduję w księgarni, i choć "Miłość nad rozlewiskiem" mnie rozczarowała, dwie kolejne pozycje też nie zwalały z nóg, to czytając "Lilkę" znów zakochałam się w pisarce.
   W internecie znalazłam wiele negatywnych opinii na temat tej książki, jednak nie rozumiem o co chodzi, jeśli komuś taka prozo nie odpowiada to nikt nie zmusza przecież do czytania. Książka była reklamowana jako saga rodzinna, więc można się spodziewać, ze będzie to "babskie czytadło", i właśnie nim jest. Czyta się lekko, przyjemnie opowieść o idyllicznej polskiej wsi, o kobiecie na rozstajach życiowych, która na tą wieś ucieka i odnajduje tam sens życia, spokój, wyciszenie.
Nie jest to jednak tylko sielanka, bo poruszane są też kwestie skomplikowanych relacji matki z córką, lub na odwrót, rozstania z życiowym partnerem, zakończenie związku wypalonego od lat, czego bohaterka nie dostrzega zajęta swoją karierą zawodową, w końcu trudnej miłości z partnerem trwającym w uzależnieniu alkoholowym. Powieść pokazuje, że zawsze można zacząć od nowa, można zamknąć rozdział swojego życia i otworzyć kolejny. Dla mnie książka ta była "odstresowywaczem' maksymalnym, czytając odpoczywałam w błogiej, sielskiej atmosferze mazurskiej wsi jak z obrazka.

   

czwartek, 19 września 2013

droga...

   "Droga" Cormac'a McCarthy'ego zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, jeszcze czegoś takiego nie czytałam. Obejrzałam film, którego reklama bardzo mnie zainteresowała i się zachwyciłam. Znacznie później zdobyłam audio-book i słuchałam go w samochodzie jadąc na urlop na Węgry.
   Powieść jest wspaniała, odsłuchałam ją z zapartym tchem mimo, że już oglądałam film. Jest to historia mężczyzny i chłopca, którzy wędrują "na południe". Wędrują przez świat zniszczony, wypalony, opuszczone miasta, wsie - wizja świata jak z apokalipsy. Nie jest powiedziane jaka jest przyczyna tej zagłady, wiadomo jedynie, to my ludzie doprowadziliśmy swoim postępowaniem do tego upadku.Nie ma już jedzenia, paliwa, spotkanie innego człowieka graniczy z cudem, równocześnie jest to niebezpieczne, bo z powodu wszechobecnego głodu szerzy się kanibalizm.
Na tle tej zniszczonej ziemi ukazana jest podróż mężczyzny i chłopca, wzajemna troska, oddanie. Ojciec pamiętając dawny świat chroni dziecko przed tym co niesie przyszłość. Nie chce dopuścić, aby jego syn stał się zdziczałą bestią walczącą o przetrwanie, opowiada mu o innym życiu. Wycieńczeni, brudni, głodni idą wbrew przeciwnością przed siebie nie mając nadziei na lepsze "jutro", pragną dobrze przeżyć "dziś". Ukazane jest wielkie uczucie ojca do syna, miłość jego jest bezwarunkowa i szczera, całkowicie poświęcona przetrwaniu dziecka.
Książka utrzymana jest w mrocznej atmosferze dzięki realistycznym opisom ginącego świata: wyginęły zwierzęta, uschły rośliny, wszędzie zniszczenie i pożoga, promienie słońca nie przedzierają się przez zasnute dymem niebo i tylko dwie ludzkie postaci, które nieustannie prą naprzód niosą nadzieję, że gdzieś znajdą kres swej drogi.
   Historia niesie ze sobą dla czytelnika niezwykłe emocje, napięcie, refleksja nad istotą człowieczeństwa, naszą moralnością w chwilach próby, sensem istnienia. Utożsamiamy się z ojcem w pragnieniu ocalenia dziecka, mamy niemal wyrzuty sumienia, że żyjemy w tym lepszym świecie.
Również film jest godny polecenia, a postać ojca kreowana przez Viggo Mortensena to perełka kunsztu aktorskiego - przy tak skąpych dialogach, w tak ohydnej scenerii zbudować postać na wskroś dramatyczną, ukazać więź ojca z synem to nie małe wyzwanie, któremu według mnie doskonale podołał.
Droga (2009)Droga - Cormac McCarthy

wtorek, 17 września 2013

Hell kit...

   W ubiegłą środę w szkole mojej młodzieży było spotkanie z rodzicami, niestety z powodu remontu w domku nie mogliśmy pójść. Na następny dzień rozdzwoniły się telefony od zaprzyjaźnionych mam, które chciały podzielić się nie tylko informacjami dotyczącymi organizacji roku szkolnego, ale także wrażeniami po prelekcji przygotowanej przez panią katechetkę.
   Byłam zdumiona, bo okazało się, że pani K. traktowała o szkodliwości zabawek i naszej - rodziców niewiedzy na temat przesłania jakie one zawierają. W ten oto sposób dostało się sympatycznej Hello Kitty, która jest zaprojektowana na cześć szatana w podzięce za wyleczenia z nowotworu córki projektanta, a w nazwie zawarte są słowa "diabeł z piekła". Obok Kitty na czarnej liście są lalki Monster High, jednorożce Sparkle, Bakugany, Gormiti i wiele innych. Wszystko dzieje się bez naszej wiedzy, bo producenci ukrywają symbolikę okultystyczną w zabawkach, nie znamy angielskiego i nie wiemy co znaczą napisy na odzieży i plecakach naszych dzieci. Po prostu żyjemy w świecie szatana, który sączy jad w głowy naszych dzieci.
   A rzeczywistość wygląda tak, że moje dzieci bawią się tymi zabawkami, nikomu z powodu zabaw lalkami-wampirami nie zamierzają pić krwi, zabawy goblinami nie prowadzą do wiary w baśniowe stwory, a w kucykach Pony, jednorożcach czy Koziołku Matołku nie doszukują się symbolicznego kozła. Córka wyrosła już z Hello Kitty, kucyków i Pet Shopów, za to namiętnie kolekcjonuje gadżety z Monster High. Synek nie bawi się już Gormitami, ale fascynują go Piraci z Karaibów i Gwiezdne Wojny.
Zła jestem na panią K. bo rodzice po jej prelekcji rozmawiali z dziećmi i zasiali już jakieś pytania, wątpliwości, niezdrową ciekawość. Młoda już nie chce zeszytów, które wybrała miesiąc temu, bo koledzy jej dogadują, a "Hello Kitty nie ma ust" powtarza, choć nie wie co to znaczy. Paranoja.
   Pogadanki te zlecone były chyba odgórnie, bo wczorajsze "Fakty" ironizując, też mówiły o zagrożeniach płynących z tych zabaw, bo co gorliwsi dyrektorzy szkół zarządzili w swych placówkach zakaz noszenia w szkole zabawek, odzieży i przyborów szkolnych z wizerunkami tych postaci.
Myślę, że katecheci znacznie więcej by zyskali ucząc dzieci historii naszej wiary, przekazując im wartości religijne i moralne, wyjaśniając symbolikę naszej religii, a nie tłumacząc rodzicom jakie zagrożenia płyną z zabawek. Moda na jakąś zabawkę jest i po jakimś czasie przemija, dzieci wyrastają, zaczynają interesować się nowymi rzeczami, postaciami, filmami, zapominają o ulubieńcach z dzieciństwa. A nauczyciel, który nie potrafi zainteresować tematyka zajęć - mam na myśli religię - pogłębia tylko niechęć do kościoła, bo małe dzieci w kościele się nudzą, a starsze przestają go po prostu lubić. Ta niechęć często trwa i w dorosłym życiu.

Daria...

   Dziś o dwóch książkach, które wywarły na mnie niesamowite wrażenie. Są to powieści Marii Nurowskiej "Drzwi do piekla" i "Dom na krawędzi". "Drzwi..." czytałam już dość dawno, a teraz sięgnęłam po "Dom...". Po trylogii ukraińskiej i "Listach miłości" te książki są dla mnie zupełnym zaskoczeniem, Nurowska przyzwyczaiła mnie do poruszania spraw trudnych, do analizy podłoża wydarzeń, a nie tylko ich opisania, jednak to co w tych książkach tak mnie zaskoczyło, to niemal intymne wyznania bohaterki, które odebrałam jak pamiętnik, jak autobiografię, choć wcale nią nie jest, jako swoistą spowiedź winowajczyni.
   Pierwsza część opowiada historię Darii, młodej pisarki trwającej w skomplikowanym związku z dużo starszym mężczyzną. Ich relacje są tak toksyczne, że podczas kolejnej kłótni Daria strzela do męża, przez co trafia do więzienia w Kowańcu. Druga część to powrót Darii do normalnego świata po zwolnieniu z więzienia, jej osiedlenie się na Podhalu i kolejny skomplikowany związek, tym razem nie miłosny.
Obydwie książki napisane prostym językiem czyta się znakomicie, jednak zostawiają pewien niepokój, zaczynamy się zastanawiać nad psychiką kobiety załamanej, samotnej, z bagażem życiowych doświadczeń.
Silne emocje jakie towarzyszyły mi podczas czytania jeszcze długo nie pozwalały zapomnieć o bohaterce, wyzwolone uczucie nasuwają pytanie: jak ja zachowałabym się w podobnym związku, w podobnej sytuacji, czy umiałabym poradzić sobie z poczuciem winy, z samotnością, czy pozwoliłabym na oczyszczenie swej duszy? Czy po takich przejściach można zacząć żyć od nowa, można jeszcze kogoś pokochać, zaangażować się w życie innej osoby? Nie znam siebie aż tak dobrze, aby już dziś znać odpowiedź na te pytania.
Drzwi do piekła - Maria Nurowska Dom na krawędzi - Maria Nurowska

poniedziałek, 16 września 2013

gra o tron...

   Dziś zboczę nieco z tematu książek, choć nie do końca. Od jakiegoś czasu w rozmowach z moim czytającym i oglądającym Wąskim przewija się serial "Gra o tron", tzn. Wąski się zachwyca, poleca, zwraca uwagę na świetne recenzje. Będąc więc ostatnio w Empik'u po odbiór książek, które dostałam od koleżanek z pracy na imieniny, zatrzymałam się pod półką z fantastyką i wpadła mi w oko pierwsza część sagi "Pieśń Lodu i Ognia". No i jak to ja, nie mogłam się powstrzymać i kupiłam. Już w samochodzie przeglądałam opisy na okładce, niestety nie zaczęłam czytać, bo muszę skończyć którąś z pozycji rozpoczętych. Za to w piątek po pracy robiąc soki i dżemy włączyłam sobie serial i odpadłam.
   Dawno nie wsiąkłam w coś tak bardzo, przez weekend obejrzałam cały pierwszy sezon. Jeśli książka jest lepsza niż film to już nie mogę się doczekać.
Serial mnie zauroczył, nastrój średniowiecznego mroku, tajemnicy, baśniowe krainy, potwory to coś, co buduje tło dla wspaniałej opowieści. Historia rozgrywa się w dawnych czasach, gdy siedem znamienitych rodów walczy o panowanie, o żelazny tron. Walki, intrygi miłosne czy polityczne napędzają skomplikowaną akcję, lecz mimo wielu wątków, mnogości postaci już w drugim odcinku zaczynamy świetnie się orientować w zawiłościach fabuły.
Mimo, że nie dopatrzymy się ty spektakularnych efektów specjalnych scenografia jest znakomita, widać dbałość o szczegóły zarówno w plenerach, scenach rozgrywanych w zamkach, miastach, jaki i w szatach bohaterów. Olbrzymim atutem jest muzyka, która obok scen brutalnych, krwawych dodatkowo pomaga w utrzymaniu specyficznego klimatu średniowiecznej sagi.
   Nie mogę się tez powstrzymać przed pochwaleniem obsady. Takie bogactwo bohaterów równorzędnych pod względem znaczenia dla całego obrazu to wyzwanie dla reżysera, który według mnie spisał się wspaniale. Aktorzy świetnie dobrani do ról, bardzo wyraziści i charakterystyczni z Sean'em Bean'em na czele. Bean to świetny aktor i tutaj udowadnia to po raz kolejny, jednak obok niego pojawiają się twarze mało znane, a ujawniają swój wielki potencjał. Warto zwrócić uwagę na postaci Tyriona Lannistera, Daenerys Targaryen, Joffrey'a Baratheona czy Khala Drogo.
   Boję się, że kolejne odcinki nie pozwolą mi nic zrobić w tym tygodniu, a o czytaniu książki nie wspomnę. Przydałby się urlop? 

plakat do filmu Gra o tron (2011)plakat do filmu Gra o tron (2011)plakat do filmu Gra o tron (2011)

piątek, 13 września 2013

mało używane dziewice...

   Zaczęło się od prezentu na imieniny od kiedyś-przyjaciółki, wcześniej nie miałam styczności z M. Szwają. Od tamtej pory przeczytałam chyba wszystkie jej powieści i każdą pojawiającą się na rynku kupuję i czytam. Jej książki są lekkie, ciepłe, o kobietach i dla kobiet i mimo, że nieco przesłodzone, naciągane  to dobrze od czasu do czasu sięgnąć po coś tak antydepresyjnego.
   Wtedy na te imieniny dostałam "Klub mało używanych dziewic", później już sama sprezentowałam sobie dwie kolejne: "Dziewice do boju" i "Zatokę trujących jabłuszek". Książki opowiadają historię czterech przyjaciółek w wieku starszej młodzieży - po trzydziestce, każda z nich jest inna, każda ma inne problemy. Dziewczyny pomagają sobie o tyle ile to możliwe, bo przecież nie można przeżyć życia za kogoś. W powieściach autorka porusza wiele współczesnych bolączek jakimi są utrata pracy, problemy uczuciowe, wychowawcze. Robi to błyskotliwie i z humorem, przez co dobrze się czyta, a fabuła wciąga odbiorcę i zmusza do szybkiego kończenia kolejnych części. Osobiście miałam lekki przesyt po drugiej części tej babskiej literatury, więc radzę robić sobie przerwy i nie czytać jednej po drugiej.
   Te książki naprawdę dobrze się czyta, pozostaje po nich uczucie spokoju, spełnienia i optymizmu, a dziś w zabieganym, zestresowanym dniu powszednim chyba chodzi o to aby znajdując chwilę wytchnienia spędzić ją jak najbardziej relaksująco.

Klub mało używanych dziewic - Szwaja Monika Dziewice do boju - Szwaja Monika Zatoka Trujących Jabłuszek

czwartek, 12 września 2013

Trafny wybór...

   Czego jak czego, ale tego, że pierwsza książka dla dorosłych J. K. Rowling to trafny wybór nie mogę powiedzieć. Co prawda nie czytałam Harrego Pottera, bo pierwsza część wydała mi się zbyt dziecinna i nie próbowałam przebrnąć dalej, ale filmy bardzo mi się podobały i oglądałam je z młodzieżą domową po kilka razy. Spodziewałam się więc po autorce czegoś równie porywającego w wersji dla dorosłych, no i rozczarowałam się.
Książkę zamówiłam sobie pod choinkę, niemal świętowałam rozpoczęcie czytania takiej perełki, oczekiwałam emocji jak przy "Jeźdźcu miedzianym", no i niestety nic takiego nie poczułam. Przeczytałam, ale nie mogę nic dobrego powiedzieć o fabule, bo jest nijaka, momentami rwie się - jest niemal chaotyczna. Widać, że autorka umie zbudować ciekawe postacie, ale w książce, która dla mnie nie jest ani sensacją, ani kryminałem, ani obyczajową powieścią a tym bardziej romansem nic z tego nie wynika. Bo co z pięknych charakterystyk bohaterów - namnożonych wręcz nieprzyzwoicie, jak nie można wśród nich znaleźć głównego bohatera, z którym można by się utożsamiać, można by mu kibicować w  rozwoju akcji z jego udziałem. Przecież tutaj tej akcji nie ma żadnej! Rozczarowałam się na maksa, oczekiwałam stopniowania przyjemności, zwrotów fabuły, bohatera, w którym się zakocham, a dostałam bandę mieszkańców jakiejś mieściny, sfrustrowanych, na granicy załamań nerwowych, i tempo rozwoju wydarzeń na poziomie "Mody na sukces".
   Czytam dużo i raczej nie jestem przywiązana do jednego gatunku literackiego. Sięgam głównie po książki obyczajowe, ale z przyjemnością czasem pochłaniam kryminał, historyczne, science-fiction czy fantastykę, ale tej książki zdecydowanie nie polecam. Sama tylko dlatego ją dokończyłam, że nie umiem zostawić takiej książki, czytam "w imię zasad".
Trafny wybór - Joanne Kathleen Rowling

środa, 11 września 2013

zajęcia...

   Wakacje definitywnie zakończone, rok szkolny już w pełnym biegu, dzieciaki już całkiem wsiąkły w nowy rytm dnia. Skończyło się spanie do ósmej, wstajemy o szóstej, po szkole świetlica, obiad, odrabianie lekcji. Synek nie ma problemów z zadaniami, po obiedzie siada i robi prace domowe na następny dzień, aby móc jak najszybciej iść do kolegi, lub się bawić. Córcia za to nic nigdy nie ma zadane (jak zawsze), i dopiero po moich kilkakrotnych przypomnieniach zabiera się do pracy. Ja jeszcze nie do końca wszystko ogarnęłam, jeszcze nie chce mi się wstać o pół do piątej, jeszcze nie zawsze mam obiad na czas, bo wieczorem czegoś nie podszykowałam. Mam nadzieję, że do końca września wpadnę już w ten rytm i nie będę mieć poślizgów.
Pozapisywałam już młodzież na judo, basen, od października na tańce i wciąż szukam kogoś, kto mógłby ich uczyć angielskiego. I takim sposobem tydzień zrobił się ciasny, ale uważam, że powinni mieć zajęcie, bo ja w ich wieku miałam mnóstwo domowych obowiązków, więc szanowałam wolny czas. Dziś dzieci- moje też bardzo mało pomagają w domu, więc zwyczajnie się nudzą, a jak się nudzą to głupoty do głowy przychodzą.
Wróciliśmy też do starej zasady, że w tygodniu nie zaglądają do komputera, dopiero w piątek po południu mogą coś pograć, poczytać.To dobra zasada, bo Synek jest strasznie nakręcony na wszelkie gadżety elektroniczne, mógłby siedzieć przy kompie, przesiadać się na tablet albo na gierkę. Myślę, że dwie-trzy godziny podczas weekendu w zupełności wystarczają.
   Ja też już dziś wracam na zajęcia z aerobiku i mam nadzieję znaleźć towarzystwo na kijki, bo mimo wakacji, urlopu czuję się zastana i plany odchudzeniowe też stanęły w miejscu. Ogłaszam zatem rok szkolny za rozpoczęty.

wtorek, 10 września 2013

Kod Leonarda...

   Kupiłam tę książkę w najbardziej głośnym dla niej okresie. W mediach trwała burza, że ta książka to profanacja religijnych dogmatów, że nie jest wierna historycznym faktom, że godzi w chrześcijańskie uczucia. Nie wiem czy oburzenie wywołane tą lekturą było autentyczne, czy raczej napędzane przez media w celu podniesienia sprzedaży. Wiem za to, że czytałam z olbrzymim zainteresowaniem.
   "Kod Leonarda da Vinci" sklasyfikowano jako kryminał i nikt nie może zarzucić autorowi, że książka nim nie jes,t bo akcja naprawdę toczy się szybko: jest detektyw, jest zagadka, są wskazówki i rozwiązanie. A wątki powieści, które wskazują na wykorzystanie historii to literacka fikcja, bogata wyobraźnia autora.  Wciągały mnie przygody dr Langdona i pięknej Sophie Neveu, jego niesamowite teorie, wiedza. Dla mnie wątek religijny nie miał znaczenia, jestem wierząca, uważam, że pewne informacje to kwestia wiary, i treść książki ma walory jedynie rozrywkowe, to naprawdę świetne czytadło. Film, który oglądałam znacznie później nieco mnie rozczarował, bo jest mało spójny, gubi wątki w książce tak fajnie rozwijane, brakuje niektórych naprawdę ważnych fragmentów. I nie jest w stanie wybronić go nawet doborowa obsada Zdecydowanie radzę przeczytać książkę przed oglądaniem filmu.

niedziela, 8 września 2013

Niania w Nowym Jorku...

   Sięgnęłam po tę książkę zachęcona recenzjami filmu powstałego na jej podstawie, nie zawiodłam się choć styl autorek nieco mnie raził, jednak treść jest fascynująca. Czytałam wiele recenzji, zarówno książki jak i filmu, i zaskakiwały mnie opinie, że historia Nanny jest wyssana z palca, nierealna, naciągana, że nie ma takich rodziców. Właśnie że są, sami takich spotykacie, tylko nie znając rodziny, nie spędzając z nią tyle czasu nie dostrzega się tego przedmiotowego traktowania, nie tylko dzieci, ale i ich opiekunek. Nie dzieje się tak tylko w Ameryce, u nas w Polsce też są ojcowie, którym się wydaje, że pieniądze to wszystko, matki, które mają tyle spotkań, zajęć, że nie pracując zawodowo nie są w stanie nie tylko opiekować się swoimi dziećmi, ale również okazać im czułości, zainteresowania, poświęcić im trochę czasu.
   Czytałam "Nianię..." i widziałam te sceny z małym Grayerem, histerycznie płaczącym, garnącym się do obcej kobiety, szukającym aprobaty u nieobecnego ojca. Nanny, która ma sobie dorobić staje się dla dziecka całym światem, jest jego ostoją, zapewnia mu nie tylko podstawową opiekę ale daje mu miłość, poczucie bezpieczeństwa. Życie dziecka staje się stabilniejsze, uporządkowane, jednak małostkowość i egoizm zadufanej w sobie matki znów niszczą świat chłopca. Bo w tym środowisku nie liczy się dziecko, a jedynie pozory, blichtr i konieczność imponowania koleżankom.
"Niania..." porusza kolejny problem cywilizacyjny, gdzie dziecko to tylko moda, dzieckiem można się chwalić, fajnie go ubrać, zapisywać na kolejne zajęcia, a później schować w pokoju, pod opieka obcych, żeby nie brudziło, nie przeszkadzało. Dzieci potrzebne od zaraz z funkcją automatycznego wyłączania po skończonej prezentacji!
Niania w Nowym Jorku - Nicola Kraus

czwartek, 5 września 2013

Cieślakowie...

   Druga część "Cukierni pod Amorem" znów mnie wciągnęła w losy rodziny Zajezierskich. Podobnie jak wcześniejszą książkę, tą też bardzo dobrze się czyta. Poznajemy dalsze dzieje Zajezierskich i rozwinięty wątek panien Bysławskich, śledzimy odyseję Marianny Blatko i historię jej życia w Ameryce, poznajemy rodzinę Cieślaków, których losy nieuchronnie zmierzają do splecenia z losami Zajezierskich.
Mnie jednak najbardziej urzekła postać Giny Toroszyn, jej sylwetka bardzo wyraźnie nakreślona przez autorkę przyciąga uwagę czytelnika. To bohaterka barwna, niezależna, wesoła, a przy wszystkich swoich zaletach jeszcze uparta, samowolna i bezpruderyjna. Popełnia "zawodowy mezalians" - pragnie zostać aktorką, niezłomny charakter i samozaparcie, bardzo szybko pozwalają zrealizować to marzenie. Szlachcianka zostaje aktorką, czuje się na deskach jak ryba w wodzie, odnosi sukcesy co przekłada się na finanse, zarabia dobrze i pomaga matce odbudować rodzinny majątek Mimo pokus, które niesie za sobą środowisko artystycznej bohemy, Gina wiedzie życie trochę z boku, pragnie spokoju, rodzinnego ciepła, nie wplątuje się w żadne afery ani romanse. Może ta postawa aktorki, jej dystans pozwalają rodzinie na akceptację stylu życia, który młoda kobieta wybrała. Losy Grażyny Toroszyn śmiało wystarczyłyby na oddzielną powieść.
   Czytałam z zainteresowaniem i niecierpliwością oczekiwałam na rozwój wydarzeń rozgrywających się na tle I wojny światowej i barwnego dwudziestolecia międzywojennego. Równocześnie toczył się wątek poszukiwań pierścienia Gutowskich i śledztwo prowadzone przez  potomkinię rodu Igę Hryć. Wydaje mi się, że ta część powieści jednak została zminimalizowana i może w kolejnej książce dowiemy się więcej o współczesnych losach rodziny. Już czekam na następną część, choć nie ukrywam zrobię sobie małą przerwę, bo nauczona doświadczeniem wiem, że jak za dużo na raz jednego autora to można się zrazić. Wolę dozować przyjemności.
Cukiernia pod Amorem. Cieślakowie - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

środa, 4 września 2013

Tatiana i Aleksander...

   Trwając w euforii i zachwycie nad "Jeźdźcem miedzianym" postanowiłam dziś skupić się na drugiej części trylogii Paulliny Simons. "Tatiana i Aleksander" to kontynuacja losów poznanych z "Jeźdźca..." bohaterów, ale jest również retrospekcją do czasów, kiedy jeszcze się nie znali. Autorka sprytnie wplata w opowieść historię młodego Aleksandra, który z rodzicami zachwyconymi ideologią komunistyczną przybywa w latach '30 do ZSRR, a także historię dzieciństwa Tatiany.
   Ta książka w niczym nie ustępuje pierwszej części, akcja jest dynamiczna, interesująca, romantyczna, bohaterowie wciąż tak samo barwni i zakochani. Ja znów na kilka dni wsiąkłam w książkę i świat zewnętrzny przestał się liczyć: spędzałam wakacje z Tatianą nad jeziorem, z Aleksandrem stacjonowałam w koszarach, obserwowałam kochanków gdzieś na Uralu jak cieszą się sobą z dala od wojennej gorączki, pokonałam z Tatianą ocean, aby mogła urodzić syna  na wolnej ziemi amerykańskiej. Skupienie na losach Aleksandra, żołnierza armii sowieckiej ukazuje ogrom krzywdy, bólu, niesprawiedliwości, przedmiotowego traktowania człowieka w obliczu działań wojennych. Jednostka jest niczym dla władz, każdego można zastąpić innym, można spreparować zeznania, dokumenty. Aleksander to dla mnie ideał mężczyzny, jest przystojny, szarmancki, romantyczny, a przy wszystkich zaletach potrafi też być stanowczy, odważny,  momentami wręcz brutalny. Gdy czytałam książkę widziałam tego człowieka tak wyraźnie, jakby to była postać z filmu, a nie wytwór mojej wyobraźni.
To historia przepełniona bólem, tęsknotą, ale i determinacją, samozaparciem w dążeniu do osiągnięcia upragnionego celu, pokorą wobec tego co daje los, ale i walką o lepsze jutro. Piękne...
Tatiana i Aleksander - Paullina Simons

wtorek, 3 września 2013

Jeździec Miedziany...

   "Jeździec Miedziany" to książka, do której wracam myślami bardzo często, moja najulubieńsza z ulubionych. Kiedyś wypatrzyłam ją w "Świecie książki", ale jakieś pół roku chodziłam obok niej bo wydawała mi się zbyt droga (pracowałam na pół etatu, odkładałam na ślub - nie było lekko). Przyszedł jednak taki moment, że postanowiłam zrobić sobie prezent i kupiłam książkę, która kusiła mnie okładką od dawna, bo to właśnie ta okładka przyciągnęła moje oczy: ciemna, mroczna, tajemnicza, z posągiem jeźdźca w błękitnej poświacie.
   Nigdy nie żałowałam tego zakupu, czytałam jednym tchem, w pracy pod biurkiem, w busie, w toalecie, w domu wszystko leżało dopóki nie skończyłam czytać. A gdy skończyłam pozostał smutek, że już się skończyło.Dużo czytam, ale to była pierwsza książka, która pochłonęła mnie tak bez reszty.
Historia dwojga młodych ludzi, którzy się w sobie zakochują, taki pozornie zwyczajny romans, ale jak pięknie opowiedziany. Tłem miłości Tatiany i Aleksandra jest Petersburg ogarnięty wojenną zawieruchą, miasto piękne, wspaniałe, ale jakże niebezpieczne. Przygotowania do wojny toczą się pełną parą, Zachód pogrąża się w wirze walk, a Tatiana marzy o swym pierwszym chłopaku. Wojna wkracza do miasta, zaczyna się oblężenie, ludzie umierają nie tyle od kul co z głodu, a Tatianę trzyma przy życiu walka o rodzinę i myśl o ukochanym. Paullina Simons tą powieścią mnie zaczarowała, to chyba szczyt jej formy pisarskiej, to miłość, radość, śmierć, wojna, tęsknota i walka w jednej książce. Bohaterowie mimo, że tak okrutnie okaleczeni przez wojnę i rosyjski terror odnajdują miłość, wiarę, odnajdują siebie. Można tylko marzyć o takiej miłości.